Wczoraj przed północą doszło do niebezpiecznego pożaru mieszkania w budynku przy ul. Stryjewskiego w Lęborku. Prawdopodobnie w wyniku podpalenia, ale to ustalą jeszcze funkcjonariusze policji, zapaliło się mieszkanie na parterze. Tylko dzięki czujności jednego z sąsiadów na parterze, który najpierw ewakuował swoją rodzinę, a następnie powiadomił sąsiadów mieszkających na piętrze i wyniósł już z płonącego domu sześcioro dzieci.
– Ja jeszcze nie spałem i usłyszałem przez wentylację, że coś skwierczy, jednak nie czułem dymu – mówi lokator budynku przy ul. Stryjewskiego. – Ktoś zapukał w okno, że dom się pali. Wyszedłem na zewnątrz, a tam z drugiej klatki leci dym. Pobiegłem na górę, poinformowałem sąsiadów i zacząłem ewakuować dzieci sąsiadki z piętra. W tym czasie na schodach były już kłęby dymu.
Kiedy lokatorzy z góry dowiedzieli się o pożarze, zapanowała panika. Próbowano wydostać się przez okno, a w drzwiach do jednego z mieszkań wyrwano klamkę w drzwiach. Mieszkańcy musieli wyważać drzwi.
– Paliło się, wszędzie był dym, wybiliśmy okno na wypadek gdybyśmy nie mogli wyjść schodami – mówi jedna z lokatorek. – Później sąsiad pomagał nam w wynoszeniu dzieci, ale urwała się klamka od drzwi. Przeżyliśmy chwile zgrozy. Tymczasem zarządca budynku powiedział nam, że nie naprawi zniszczonych drzwi, bo sami to zrobiliśmy. Co ważniejsze, nasze życie czy drzwi?
Budynki wielorodzinne przy ul. Stryjewskiego są stare i jak mówią strażacy palą się jak zapałki. Drewniane strony, schody, podłogi szybko trawi ogień. Gaszenie pożaru trwało ponad 5 godzin. Na szczęście prawie wszyscy mieszkańcy zdołali się sami ewakuować. Pożar zniszczył tylko jedno mieszkanie, w którym mieszkała osoba, mogąca być odpowiedzialna za spowodowanie pożaru.
rak