Straż Pożarna została poinformowana o skażeniu chemicznym w Garczegorzu (gmina Nowa Wieś Lęborska). W zbiorniku, który porzucono w pobliżu jednego ze złomowisk i częściowo zasypano piachem znajdował się stężony chlor. Osoba, która znalazła beczkę została przewieziona do szpitala z objawami zatrucia górnych dróg oddechowych.
W zbiorniku o rozmiarach: długość 2 metry i 1,5 metra szerokości, znajdowało się ok. 386 kilogramów stężonego chlory. Bezpośredni kontakt z tą substancją jest śmiertelny. Osoba, która znalazła pojemnik musiała zetknąć się z trującą substancją.
– Chlor był w zbiorniku w postaci ciekłej, ale kiedy wydostaje się na zewnątrz tworzą się opary, które są ok. 2,5 raza cięższe od powietrza atmosferycznego i na powierzchni ziemi tworzy się trujący dywan – informuje st. kapitan Bogdan Madej z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Lęborku. – To co znajdowało się w zbiorniku mogłoby skazić teren w zasięgu około 200-300 metrów. Z takiej też okolicy ewakuowaliśmy mieszkańców pobliskich zabudowań, łącznie 12 osób.
Beczka z trującymi chemikaliami została znaleziona wczoraj po godz. 18, a akcja zakończyła się dzisiaj o godz. 10.30. Na miejscu było kilka jednostek z okolicznych OSP i z PSP Lębork. Wezwano również specjalistyczną jednostkę ratownictwa chemicznego z Gdyni. Strażacy pracowali nie tylko w maskach ochrony dróg oddechowych, ale również specjalistycznych kombinezonach. Cała beczka była tak skorodowana, że nie było możliwości jej uszczelnienia i przewiezienia do zakładu utylizacji. Strażacy musieli więc rozpraszać opary chloru wodą. Wydziela się wtedy chlorowodór, jednak nie jest on już tak szkodliwy jak stężony chlor. Jednak śmierdzące opary odczuli mieszkańcy Pogorszewa, wsi oddalonej od Garczegorza o kilka kilometrów.
Strażacy ze względów bezpieczeństwa zamknęli teren w pobliżu prowadzonej akcji. Oprócz ewakuacji mieszkańców zamknięta była droga od skrzyżowania w Garczegorzu do Pogorszewa. Właściciel złomowiska w Garczegorzu powiedział nam, że zbiornik z chemikaliami nie był na jego posesji. Prawdopodobnie ktoś chciał się go pozbyć i zostawił w pobliżu (jakieś 200-300 metrów od złomowiska).
– O całym zajściu i prowadzonej akcji dowiedziałem się dopiero dzisiaj rano – mówi Andrzej Syldatk, właściciel firmy SAAB. – Nie wiem, kto znalazł ten zbiornik, na pewno nie był to pracownik naszej firmy.
rak