30/04/2024
Aktualności

Katarzyna Drywa: Wolontariuszka, działaczka społeczna, reprezentantka mieszkańców [WYWIAD]

Katarzyna Drywa: Wolontariuszka, działaczka społeczna, reprezentantka mieszkańców [WYWIAD]

Spotkaliśmy się z Katarzyną Drywą – wolontariuszką, działaczką społeczną, pracowniczką domu kultury oraz radną gminy z Maszewa Lęborskiego. Opowiedziała nam o swojej działalności dla mieszkańców rodzinnej wsi.

reklama

–  Na początek chciałbym się Panią zapytać, od czego zaczęła się Pani praca na rzecz mieszkańców?

– Wszystko zaczęło się w 2007/2008 roku. Po godzinach pracy w szkole podstawowej w Maszewie wpadłam na pomysł, żeby zorganizować jakieś zajęcia, czy też kółko zainteresowań. Od tego zaczęła się moja praca z młodzieżą. Jednocześnie prowadziłam również bezpłatnie aerobik dla dorosłych. Zajęcia dla młodzieży i dorosłych prowadziłam przez kilka lat. W 2009 zwróciłam się z pomysłem utworzenia miejsca spotkań do radnych z Maszewa, którzy przekazali wniosek do władz gminy. Do tamtej pory zajęcia prowadziłam na sali gimnastycznej w szkole, ale za ich sprawą udało się wyremontować dawną salę kinową w budynku obecnego Domu Kultury. To był dla mnie duży krok, ponieważ w końcu miałam gdzie prowadzić wszystkie zajęcia i organizować wydarzenia. Od tamtego momentu wiedziałam, że będę z tym miejscem związana. Dlatego zwolniłam się z ówczesnej pracy jako opiekunka dzieci w autobusie szkolnym i zaczęłam pracę w Gminnym Centrum Kultury w Cewicach. W 2010 na stałe zaczęłam pracować w Domu Kultury w Maszewie, który jest filią tego centrum kultury.

Można powiedzieć, że Pani życie zawodowe i działalność wolontaryjna mają ze sobą wiele wspólnego. Łączy Pani te dwie rzeczy ze sobą?

– Oczywiście, że tak. W kulturze czuję się jak ryba w wodzie. Dlatego praca w Domu Kultury jest bezpośrednio związana z działalnością społeczną. Te dwie rzeczy są do siebie zbliżone, jednak nie mogę powiedzieć, że jestem tylko pracowniczką instytucji kultury, albo tylko wolontariuszką. Te dwie rzeczy mocno się uzupełniają, a jednocześnie poszerzają nawzajem.

Wspomniała pani o pracy w szkole. Czy ten epizod miał wpływ na to, co robi Pani teraz?

– Zdecydowanie tak. Gmina Cewice składa się z wielu mniejszych wsi, które często są od siebie oddalone o wiele kilometrów. Do Maszewa do szkoły podstawowej dojeżdżały i dalej dojeżdżają dzieci z takich wsi jak Krępkowice, Unieszynko, Unieszyno, Karwica i z wielu innych miejsc. Jeżdżąc jako opiekunka w autobusie nabrałam wrażliwości do dzieci. Widziałam, że nie raz i nie dwa dzieci musiały iść długimi trasami na przystanki autobusowe. Serce mi pękało, gdy widziałam, że u nas w Maszewie dzieci mają tyle fajnych rzeczy, a w pozostałych miejscowościach już nie. Właśnie to sprawiło, że postanowiłam robić zajęcia dla dzieci po godzinach pracy. Głównie zależało mi na zapewnieniu miłego czasu dla dzieci z tych dalszych wsi. Chciałam, żeby mogły miło spędzić tutaj czas, i żeby z chęcią wracały do naszego Maszewa. Wydaje mi się, że tak mi już zostało, bo do tej pory uwielbiam zajęcia i pracę z dziećmi, a wydarzenia dla maluchów są zdecydowanie moimi ulubionymi.

Obecnie jest Pani także radną gminy Cewice z okręgu Maszewa Lęborskiego. W jaki sposób pełnienie tej funkcji wpływa na Pani działalność?

– Radną jestem już trzecią kadencję i nie ukrywam, że zostałam nią niekoniecznie z własnej woli, chociaż niczego nie żałuje. Zawsze wychodziłam z założenia, że radny to przedstawiciel ludzi z miejsca, w którym działa. Nie można zostać radnym, nie dając niczego od siebie. Mieszkańcy Maszewa i okolicznych miejscowości utwierdzili mnie w tym przekonaniu. W 2010 roku zostałam radną, ale tak jak mówiłam, niekoniecznie dlatego, że chciałam. Bałam się, że nie podołam. Nie znałam się przecież na polityce, ani na prawie. Mimo tego, mieszkańcy sami do mnie przyszli i powiedzieli, że powinnam kandydować. Tak też się stało. Wygrałam wtedy wybory z rekordowym poparciem w swoim regionie. Pełnienie funkcji radnej bardzo pomaga mi w działaniu na rzecz mieszkańców wsi. Mam dzięki temu dużo lepsze kontakty w urzędzie gminy, więc dużo szybciej mogę radzić sobie z lokalnymi problemami, które wymagają interwencji w Urzędzie Gminy. Poza tym pieniądze z diety radnej też bardzo często idą na zakup potrzebnych rzeczy do realizacji projektów dla mieszkańców. Do bardzo wielu inicjatyw w Maszewie dokładam z własnej kieszeni, a głównym fachowcem i technikiem na wszystkich wydarzeniach jest mój mąż, który jest dla mnie niczym skała, na której mogę się oprzeć. Odkąd pamiętam wspiera mnie w tym co robię i jestem mu za to bardzo wdzięczna. Wracając jednak do pytania – 13 lat temu bałam się, że nie podołam, a dzisiaj śmiało mogę powiedzieć, że jestem z siebie zadowolona. Wiele z rzeczy, które robię na co dzień było dla mnie kiedyś zupełną nowością. Nie ma jednak rzeczy, których się nie da nauczyć. Wystarczy chwycić byka za rogi i zmierzyć się z postawionym wyzwaniem.

Zdarzały się w Pani pracy momenty zwątpienia? Jak Pani sobie z nimi radziła?

– Oczywiście, że się zdarzały. Wydaje mi się, że nie ma żadnego zawodu, ani człowieka na tym świecie, który byłby od nich wolny. Faktycznie słowa krytyki, szczególnie te bezpodstawne, były i nadal są dla mnie bardzo bolesne. Odkąd działam w Maszewie, staram się robić swoje jak najlepiej. Nie zawsze jednak wszystko wychodzi dobrze i wtedy faktycznie potrafię wpaść w dołek. Już niejedną łzę uroniłam w poduszkę, albo w ramię męża. Były tez momenty, kiedy chciałam odpuścić, dać sobie spokój. Ale wtedy zawsze pojawiał się ktoś, kto przypominał mi dlaczego to wszystko robię. Dla mnie motywatorem do działania jest przede wszystkim wdzięczność ludzi za to, co robię. Kiedyś po jakimś wydarzeniu, gdy już sprzątaliśmy salę, podeszła do mnie taka mała 3-4-letnia dziewczynka i powiedziała, że dziękuje mi bardzo za imprezę i że nigdy się tak super nie bawiła. Potem gorąco mnie przytuliła. Nie będę ukrywać, że poleciały mi wtedy łzy z oczu. Takie momenty są piękne i wydaje mi się, że właśnie dla nich robię to wszystko.

Od mieszkańców Maszewa słyszałem, że zajmuje się Pani tutaj nie tylko organizacją imprez. Czym jeszcze w takim razie się Pani zajmuje?

– W zasadzie to wszystkim, czego ludziom trzeba. Wiadomo praca w Domu Kultury, organizowanie zajęć i wycieczek – to wszystko to moje obowiązki, ale są też rzeczy, których na pierwszy rzut oka nie widać. Jak ktoś ma problem z kanalizacją – dzwoni do mnie, problem ze śmieciami – dzwoni do mnie, mama potrzebuje bloku technicznego dla dziecka na zajęcia na następny dzień – też dzwoni do mnie. Oczywiście, żeby nie wyolbrzymiać, to nie jest tak, że cała wieś ze wszystkimi problemami się do mnie zgłasza, ale bardzo często mieszkańcy wiedzą, że mogą na mnie liczyć. Teraz z jedną ze sponsorek moich działań jako wolontariuszki organizujemy coś na kształt naszej lokalnej Szlachetnej Paczki. Wystawiłyśmy kartony z podpisami, że mieszkańcy mogą tutaj zostawiać rzeczy, które mogą się komuś przydać, albo które chcieliby podarować komuś w prezencie. Z tych oraz z dokupionych rzeczy, zamierzamy zrobić paczki pomocowe dla takich dwóch rodzin, które naszym zdaniem bardzo potrzebują wsparcia w codziennych sprawa. Ja z tymi ludźmi już rozmawiałam. Oczywiście wszystko dzieje się w pełni anonimowo, żeby nikt nie czuł się niekomfortowo. Mimo wszystko staram się pomóc i staram się robić to najlepiej, jak tylko potrafię.

Jako mieszkaniec Maszewa, właściwie od urodzenia, muszę powiedzieć, że bardzo aktywnie Pani tutaj działa. Jak Pani myśli, co będzie, gdy odejdzie Pani na emeryturę?

– Na pewno nie zamierzam przestać działać dla społeczności Maszewa, dopóki zdrowie mi na to pozwala. Wiadomo jednak, że nie będę żyć wiecznie i kiedyś będę musiała przestać. Ja wychodzę z założenia, że nie ma ludzi niezastąpionych i liczę na to, że po mnie też ktoś taki się w Maszewie znajdzie. Póki co staram się wszystko trzymać uporządkowane, żeby osoba, która przyjdzie po mnie, z łatwością mogła się odnaleźć w pracy. Regularnie prowadzę kronikę Maszewa, a dokumenty uzupełniam na bieżąco. Przyznam jednak, że nie umiem sobie wyobrazić życia bez pracy na rzecz ludzi i przede wszystkim na rzecz młodzieży. Nieraz otrzymywałam atrakcyjne oferty pracy, ale nie umiałam zrezygnować z tego co tutaj robię. Zakochałam się w mojej pracy, dlatego myślę, że dużo czasu będzie musiało upłynąć, zanim będę w stanie rozstać się z moim Maszewem. Dużo w pracy pomagają mi także rodzice dzieci, którzy nieodpłatnie, jako wolontariusze wspólnie ze mną działają na rzecz naszej wsi. Kocham to, co robię i chciałabym móc robić to zawsze.

Fot. Katarzyna Drywa

reklama

2 Komentarze

    Artykuł sponsorowany

    4
    1

    Oczywiście że tak…

Komentarze są wyłaczone