Przebywająca od kilku tygodni na zgrupowaniu w Portugalii reprezentantka LKB im. Braci Petk Lębork – Dominika Nowakowska we wspaniałym stylu zwyciężyła w silnie obsadzonej 38 edycji jednego z najbardziej popularnych crossów w Alabufeirze – 38. biegu Almond Blossom Cross Country.
To pierwsze tak cenne zwycięstwo utytułowanej biegaczki w zaliczanym do cyklu najważniejszych europejskich crossów federacji IAAF, który był rozgrywany w minioną niedzielę na dystansie 4,5km. Polka, trenująca w pobliskim Vila Real de Santo António, objęła prowadzenie już w pierwszej fazie biegu odbywającego się na dystansie około 4.5 km. Przed metą odparła atak Łotyszki Jeļeny Prokopčuki (dwukrotnej triumfatorki maratonu nowojorskiego!), która ulegając Nowakowskiej o sekundę, nie zdołała po raz trzeci wpisać się na listę zwyciężczyń. Trzecie miejsce zajęła Andrea Deelstra, dwukrotna mistrzyni Holandii a czwarte – Portugalka Ana Dias, specjalistka do biegów przełajowych.
Dominika Nowakowska po raz drugi w karierze przygotowuje się do sezonu w Portugalii w dogodnych warunkach klimatycznych. Start w zawodach był dla niej przerywnikiem w treningu. Zgrupowanie potrwa do 10 marca, po czym kilka dni później wystartuje w Poznaniu na dystansie 10 km. Zawodniczka lęborskiego klubu, która w minionym sezonie borykała się z problemami zdrowotnymi i kontuzją jak sama nam przekazuje problemy zdrowotne ma już za sobą i od kilku tygodni realizuje plan w 100%. Oby tak dalej, bowiem podopieczna trenera Karola Nowakowskiego w przyszłym roku będzie się starała wywalczyć kwalifikację na Igrzyska Olimpijskie w Rio de Janeiro na dystansie 5000m lub 10000m. Będzie to bardzo trudne, bowiem rywalizacja na tym dystansie na świecie jest niesamowicie zacięta, a by uzyskać przepustkę do Rio trzeba będzie pobiec w okolicach rekordu Polski! Warto dodać, że na tym dystansie nie udała się ta sztuka jeszcze żadnej polce, co jeszcze bardziej świadczy o skali trudności.
O planach zawodniczki na najbliższy sezon, codzienności sportowca oraz sukcesach i porażkach poczytają Państw w wywiadzie jakiego udzieliła nam utytułowana biegaczka będąc jeszcze w Portugalii:
– W jakim kierunku aktualnie podąża Panie Pani kariera, co pragnie Pani osiągnąć w najbliższym czasie?
– To trudne pytanie, na które nie znam odpowiedzi. Moje całe szkolenie zmierza ku coraz większemu profesjonalizmowi, przez co aspiracje i marzenia rosną, ale jednocześnie zachowuję dystans, bo w bieganiu nie ma nic pewnego. Wiem, że mam jeszcze sporo rezerw i tzw. „asów w rękawie”. Gdy będę miała zdrowie i pomoc ze strony sponsorów to postaram się by kibice mieli jak najwięcej uciechy z sukcesów biegowych w moim wykonaniu. Celem i priorytetem są na najbliższe dwa lata Igrzyska Olimpijskie w 2016 roku i cała moja energia jest skierowana na ten cel. Jednak na tą chwilę nie mam w pełni komfortu materialnego jeśli chodzi o przygotowania więc musze jednocześnie łączyć starty w biegach komercyjnych i bieżnię, by z czegoś móc się po prostu utrzymać i móc się dalej szkolić. Jednocześnie jestem bardzo wdzięczna za wsparcie jakie otrzymuję z klubu LKB im. Braci Petk, nie tylko finansowe, ale także motywacyjne od Prezesa Zygmunta Petka.
– Proszę nam zdradzić jak wygląda Pani codzienność? Jest Pani mamą, żoną i zawodowym biegaczem, jak udaje się to pogodzić?
– Nie nazwałabym siebie zawodowym biegaczem, bowiem w ostatecznym rozrachunku i tak muszę dokładać do swojego szkolenia, łączę trening z normalną pracą, ale wierzę, że uda mi się wskoczyć na etap gdzie ze sportu będą mogła się utrzymać.
Wszystko zawdzięczam dobrej organizacji i przede wszystkim pomocy ze strony najbliższych, męża, moich rodziców czy nawet siostry i jej dzieciaków. Każdy na swój sposób nam pomaga, zwłaszcza w opiece nad Kaliną podczas treningów i wyjazdów. Dzięki temu mogę ze spokojną głową i bez wyrzutów sumienia realizować trening, wiedząc, że córcia jest pod należytą opieką. Rankiem wstaję dość szybko, już ok. 7.00 – 7.30. Czasem wcześniej w zależności czy śpię w pokoju z córką, która wtedy zwykle nie daje mi pospać. Od września ubiegłego roku wprowadziliśmy w wybrane dni już na stałe drugi trening, więc ogólnie mam w tygodniu od 10 do 12 jednostek w zależności od okresu.
Pierwszy trening mam mocniejszy, zaczynam ok. 9.30 – 10.00. Nadal pracuję na połowę etatu. Od godziny 14.00 rozpoczynam pracę, która trwa do godz. 18.00. Przed wyjściem do pracy zdążę jeszcze zjeść obiad i pobawić się z córką lub odebrać ją z przedszkola. Wieczorem trening, kolacja i czas spędzony z rodziną. Czas na odpoczynek mam dopiero przed snem. Gdy jestem potrzebna to pomagam jeszcze mężowi w jego firmie. W ferworze wszystkich spraw nie zdążę nawet pomyśleć o odpoczynku czy drzemce między treningami i pewnie gdy przejdę na trening stricte maratoński to będę ten fakt odczuwała bo wtedy biegania jest znacznie więcej. U mnie ciągle się coś dzieje, tak więc nie mam nawet czasu pomyśleć o zmęczeniu (śmiech).
– Jakie ma Pani plany na ten sezon? Jakie starty, co jest najwyżej w hierarchii celów, które zawody, poprawa których parametrów – szybkości – niezbędnej na bieżni – czy jednak wytrzymałości na tych najdłuższych dystansach – ulica?
– Głównym celem pierwszej części sezonu jest oczywiście udany występ podczas Półmaratonu Warszawskiego. Dwa lata temu tam zadebiutowałam bardzo udanie zajmując drugą lokatę. Rok temu byłam dopiero ósma, co prawda z problemami zdrowotnymi, pierwsza z Polek. Teraz szykuję się do walki o nowy rekord życiowy poniżej 1:13. Wszystko zależy od trasy i jej profilu oraz rywalizacji między kobietami.
Nigdy nie stroniłam od mocnej rywalizacji, a wręcz przeciwnie, lubię startować tam gdzie jest silna obsada, nawet jeśli nie jestem w optymalnej formie. Dlatego w tym sezonie będzie można mnie zobaczyć na kilku mocnych biegach w Europie, zarówno na ulicy jak i na bieżni. To rywalizacja ramię w ramię z najlepszymi powoduje, że staję się lepszą biegaczką, nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Dzięki temu mam prawdziwą weryfikację swoich sportowych umiejętności.
Podejrzewam, że bieżnia będzie mi towarzyszyć w przygotowaniach do startów ulicznych tak długo, jak długo będzie skutecznie podnosiła moje możliwości i parametry szybkościowe. Dla mnie to starty w biegach ulicznych są najważniejsze, a bieżnia to środek do celu. Tak naprawdę dużo nie trenuję na bieżni tartanowej. W okresie przedstartowym wykonuję na niej pojedyncze mocne akcenty, a później tylko starty. Tak było w roku ubiegłym. W tym sezonie bardziej się przyłożę, by powalczyć o jeszcze lepsze wyniki.
– Jak wygląda taki trening od kuchni, gdzie ma Pani za trenera męża? Ciężko jest to pogodzić?
– Oboje z Karolem jesteśmy z natury uparci i zdarza się, że każdy z nas chce postawić na swoim. Dlatego najczęściej z błahych powodów wynikają spory i głośne debaty. Nie było jednak sytuacji, w której byśmy ostatecznie się nie dogadali.
Natomiast w kwestii treningu łagodnieję niczym baranek i w pełni ufam trenerowi. Cieszymy się razem z sukcesów i wspieramy podczas porażek, czy chwil zwątpienia. Oboje jesteśmy optymistami, dla których nie ma rzeczy niemożliwych. Jednocześnie twardo stąpamy po ziemi. To są nasze mocne strony nie tylko w relacji żona – mąż, ale to się przekłada na zdrową relację partnerską zawodniczka – trener. Dla mnie jako biegaczki to optymalne rozwiązanie i nie wyobrażam sobie już teraz by mogło być inaczej. To Karol dba o moje odżywianie w szczegółach, suplementację, sprawy menedżerskie i elementy regeneracji – masaże, wyjazdy do fizjoterapeuty. W zasadzie wszystkie gotowe plany przedkłada mi już do akceptacji czy konsultacji. Odpada mi więc wiele spraw, które rozpraszają zawodnika.
– Czym dla Pani jest bieganie ?
– Bieganie jest dla mnie wspaniałym uzupełnieniem mojego życia. Staje się coraz ważniejszą jego częścią, ale nigdy nie będzie dla mnie najważniejsze. Na pierwszym miejscu zawsze będzie Bóg i rodzina. Dzięki bieganiu nigdy nie narzekam na brak wrażeń i emocji, ale dzięki osiągnięciom zrobiło się jeszcze ciekawiej. Ostatni rok, w którym towarzyszyły mi problemy zdrowotne, mocno mnie doświadczył, ale też zrozumiałam jaki sport na wysokim poziomie potrafi być kruchy, więc cieszę się jeszcze bardziej z każdego treningu i osiągnięcia. Dzięki dalekim wyjazdom, czy też nowym znajomościom rozwijam siebie. Po Mistrzostwach Świata w Moskwie, na których nie czułam tremy, polubiłam bieganie jeszcze bardziej, a sam udział dodał mi pewności i wiary w siebie.
– Który bieg wspomina Pani najgorzej i dlaczego, a który najlepiej?
– Rzeczywiście mam takie wspomnienie, ale tylko jedno. Zdecydowanie najgorzej biegło mi się podczas ubiegłorocznych Mistrzostw Polski w biegach przełajowych w Bydgoszczy. Warunki atmosferyczne były fatalne, śnieg, błoto pośniegowe i ogólnie trudna trasa z niebezpiecznym wręcz zbiegiem uniemożliwiły mi walkę o wysoką pozycję. Co prawda wszyscy zawodnicy mieli identyczne warunki, ale ja jak mało kto, zupełnie nie mogłam się odnaleźć w tych warunkach, czułam się bezsilna. Dobiegłam na piątej pozycji i uznałam to za porażkę, choć wiedziałam, że w tej sytuacji nic więcej nie byłam w stanie zrobić. Ochłonęłam i zachowałam spokój, wiedząc, że jestem w świetnej formie. Tydzień później pobiegłam 10 km i z wynikiem 33:16 pobiłam rekord życiowy, a w kolejnym tygodniu dołożyłam drugie miejsce w Półmaratonie Warszawskim. Teraz starty w śniegu i błocie, jeśli to możliwe, omijam szerokim łukiem.
– Czy w treningu stosuje Pani trening mentalny, jakieś specjalne ćwiczenia wzmacniające psychikę?
– Jeśli chodzi o "ćwiczenia mentalne", to jedyne jakie stosuję jest krótkie i niesamowicie skuteczne. Zawsze przed rozgrzewką lub w trakcie jej trwania prowadzę rozmowę z Bogiem. Modlitwa zawsze mnie oczyszcza i daje poczucie, że podczas walki nie będę sama ze swoimi decyzjami i zmęczeniem. Niektórzy biegacze stosują przed snem, bądź w jakimś zaciszu wizualizację jako formę treningu mentalnego. Choć niektórym to pomaga, u mnie się nie sprawdza.
Na koniec chciałabym pozdrowić wszystkich moich kibiców.
red