W samym sercu Lęborka, w niewielkim zakładzie, który od ponad pół wieku odmierza czas dla mieszkańców, spotykamy się z Piotrem Gołąbkiem, mistrzem zegarmistrzowskim z 52-letnim stażem. To nie tylko rozmowa o trybikach i wahadłach, ale o pasji, która opiera się pędowi współczesności.
Panie Piotrze, 52 lata w zawodzie to imponujący wynik. Zaczynał Pan jeszcze jako bardzo młody człowiek…
– Tak, to już kawał życia. Zacząłem zaraz po szkole – nawet 18 lat nie miałem. Najpierw trafiłem na produkcję zegarów okrętowych. Do tego punktu w Lęborku przyszedłem, mając zaledwie 19 lat. Wtedy to tętniło życiem – było tu trzech zegarmistrzów i referentka. To były inne czasy, a ten zakład to mój dom, jestem w nim 51 lat. Urodziłem się w 1955 roku, a szkołę kierunkową kończyłem w Gdańsku Brzeźnie.
70 lat na karku, 7 lat na emeryturze, a Pan ciągle pracuje…
– Póki zdrowie da! Z przyzwyczajenia, ale i z obowiązku. Ludzie przychodzą, ufają. Ciągle mam w głowie te czasy, kiedy pracowało się tu po 17-18 godzin dziennie. Oczy już nie te, zdrowie nie to, ale pasja zostaje.
Czy ten zawód przetrwa? Obserwuje Pan, jak młodzi ludzie patrzą na rzemiosło?
– Niestety, ten zawód idzie pod młotek. Zanika. Młodzi do tego nie ciągną, choć to jest ciekawy zawód. Były plany, aby otworzyć nawet dwie szkoły, które uczyłyby tego fachu, ale… zero chętnych. W niektórych miastach nie ma już ani jednego zegarmistrza.
A jak zmieniła się praca zegarmistrza na przestrzeni tych dekad?
– Drastycznie. Kiedyś liczyły się główne naprawy, dbanie o mechanizm, klasyczne zegarki. Dziś? Ludzie przychodzą, bo trzeba skrócić bransoletkę – prosta sprawa, ale gdzie mają pójść? Natomiast jeśli coś poważniej się zepsuje, to już często się to wyrzuca i kupuje drugi nowy. Wcześniej zegarek był inwestycją na lata, dziś to gadżet.
A dlaczego mimo wszystko ludzie wciąż do Pana przychodzą?
– Ludzie przychodzą z przyzwyczajenia. Oni zawsze myślą: „Pan Piotr tu jest, on mi to naprawi.” I ja staram się to robić. Nie chodzi już o wielkie pieniądze, ale o tę ciągłość, o zachowanie tego, co piękne i wartościowe w tradycyjnym rzemiośle. Jestem tu, póki mogę, jako ten ostatni strażnik czasu, dbający o to, by zegarki w Lęborku chodziły precyzyjnie.















