02/11/2024
Aktualności

Ks. Wiesław Dylewski: Podczas pielgrzymki na Jasną Górę spotkaliśmy się z ogromną ilością życzliwości od drugiego człowieka [ROZMOWA cz. I]

reklama
Ks. Wiesław Dylewski: Podczas pielgrzymki na Jasną Górę spotkaliśmy się z ogromną ilością życzliwości od drugiego człowieka [ROZMOWA cz. I]

We wtorek, 13 sierpnia, 190 pielgrzymów uczestniczących w XXXIII Pieszej Pielgrzymce Diecezji Pelplińskiej po 17 dniach dotarło z Lęborka do Częstochowy. O tegorocznej pielgrzymce opowiada ksiądz wikariusz Wiesław Dylewski z parafii Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski w Lęborku.

Tegoroczna pielgrzymka z Lęborka na Jasną Górę rozpoczęła się w niedzielę, 28 lipca, po mszy św. w kościele Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski. Kiedy dotarliście do Częstochowy przed Cudowny Obraz Czarnej Madonny i jak wyglądał ostatni dzień pielgrzymki?

reklama

– We wtorek, 13 sierpnia, po godzinie 7:00 rano wchodziliśmy na wały jasnogórskie, a całą pielgrzymkę zakończyliśmy o godzinie 11:30 mszą św. dla kilku diecezji, w tym dla wszystkich grup z naszej diecezji. Po tym pielgrzymi wrócili do swoich  domów. Co roku jest tak ustalone, że nasza diecezja wchodzi na Jasną Górę 13 sierpnia przed południem.

Wiem, że w pielgrzymce z Lęborka wzięło udział 190 osób. Ile łącznie grup wyruszyło do Częstochowy?

– W naszej diecezji pelplińskiej było pięć grup pielgrzymkowych i wszystkie szły oddzielnie, bo każda z nich była dosyć duża, po kilkaset osób. Była grupa kaszubska, tczewska, kociewska, chojnicka i świecka. Kaszubska grupa z Lęborka szła najdłuższy odcinek ze wszystkich. Rzeczywiście, było nas 190 osób. Dzień po nas wyruszyła grupa z Kartuz, z którą złączyliśmy się w Stężycy. Szliśmy razem, a następnego dnia, po noclegu w Kościerzynie odbyła się uroczysta inauguracja pielgrzymki grupy kaszubskiej diecezji pelplińskiej, w której wziął udział biskup diecezjalny Ryszard Kasyna. Wtedy też wyruszyliśmy jako jedna duża grupa kaszubska. Przeważającą część naszej grupy stanowili młodzi ludzi, których było 90 proc. Ruch pielgrzymkowy się odradza, bo praktycznie wszystkie grupy po okresie pandemii się odbudowują jeśli chodzi o frekwencję.

Jaką refleksją mógłby się ksiądz podzielić z nami już po zakończeniu pielgrzymki? Jak ksiądz ją podsumuje?


– Podsumowałbym to w ten sposób, że pielgrzymka to jest realny trud i wysiłek, który trzeba podjąć, natomiast ma to ogromny sens, jeżeli związane jest przede wszystkim z pewną intencją, którą każdy pielgrzym niesie w swoim sercu, i która jest realnie przez Pana Boga wysłuchiwana. Pielgrzymka człowieka, w sensie sama droga życiowa, jest procesem odmiany człowieka. Po pierwsze w sferze mentalnej, jeżeli chodzi o bycie z drugim człowiekiem, bo jednak tworzymy pewną rodzinę pielgrzymią nawet zwracając się do siebie bracie i siostro przez te kilkanaście dni. Jest to więc rodzina i wspólnota, która podziela te same wartości, pogląd na świat i na życie. Po drugie pielgrzymka pozwala spojrzeć na drugiego człowieka nieco inaczej. Często słyszy się w mediach, w opinii publicznej, że świat jest trudny, zły i podąża w złym kierunku. Tymczasem spotkaliśmy się z tak ogromną ilością życzliwości od drugiego człowieka, że to naprawdę ciężko opisać. Zarówno te wszystkie noclegi, w sensie tych wszystkich ludzi, którzy przyjmowali nas pod swoje dachy, którzy otwierali swoje domy, a czasami nawet lodówki. To także ludzie, którzy nas pozdrawiali w trakcie naszej wędrówki, ci którzy przygotowywali dla nas posiłki w czasie odpoczynków. To jest ten prawdziwy świat, o którym może tylko czasami słyszymy, który realnie daję nadzieję na dobro, które jest w człowieku. Pielgrzymka to jest też czas swojego własnego wyciszenia, spojrzenia na to co jest w naszym sercu i faktycznego spotkania się z Bogiem w taki właśnie sposób – w ciszy, zadumie i refleksji

Czy coś szczególnie utkwiło w księdza pamięci w trakcie pielgrzymki? Może to był jakiś jej konkretny etap?

– Było kilka takich momentów, które są wzruszające, mimo że to była moja kolejna pielgrzymka, bo już osiemnasta. Na każdej coś wyjątkowego się działo. Tym razem pewna pątniczka z Lęborka, która z nami pielgrzymowała miała ogromną nadzieję, że uda jej się przejść całą trasę. Niestety, z takim wielkim trudem musiała się pożegnać z pielgrzymką ze względu na stan zdrowia i na stan nóg, Może też jej obuwie nie było odpowiednie. Po kilku dniach musiała zrezygnować. Z rozżaleniem i wręcz z płaczem podeszła do mnie się pożegnać. Wtedy rzeczywiście doceniłem ile to znaczy móc iść.
A druga sprawa, to to, że są rzeczywiście ludzie, którzy co roku wychodzą przed swoje domy, często nie mogąc iść z racji stanu zdrowia, i zawsze z tym samym wzruszeniem łzami w oczach pozdrawiają pielgrzymów, ściskają i przedstawiają swoje różne sprawy, troski, intencje. Dodałbym jeszcze przeogromną życzliwość wszystkich, których spotykaliśmy. Nawet kierowcy, którzy mijali nas swoimi samochodami nie tylko machali, pozdrawiali, ale też czasami się zatrzymywali, pytali skąd idziemy i zdarzało się nawet, że ze swojego prowiantu potrafili się podzielić jakąś kanapką czy butelką wody. Ludzie chcieli nam coś ofiarować, żebyśmy mogli iść dalej i dojść do celu. To były piękne momenty.

Przez 17 dni szliście z Lęborka do Częstochowy. Zrobiliście około 600 km. Jak wyglądał wasz każdy dzień?

– Nocowaliśmy w różnych domach u ludzi, którzy chętnie przyjmowali pielgrzymów. Zdarzały się noclegi w remizach, salach wiejskich, świetlicach czy salkach przyparafialnych. Należy pamiętać, że nasza pielgrzymka była bardzo liczna, bo szło nas 190 osób, w tym kilkadziesiąt osób z Lęborka. Zasadniczo wszystkie dni były do siebie podobne, ale różniły je pewne detale. Wstawaliśmy wcześnie rano – w zależności od długości etapu danego dnia, musieliśmy wstać o odpowiednich porach. Msze św. były o godz. 5:00, 6:00 lub 7:00 w kościołach w miejscowościach, w których nocowaliśmy. Tylko w dwóch miejscowościach nie było możliwości uczestniczenia we mszy św. w kościele, dlatego była konieczność sprawowania mszy św. polowej. Po mszy św. przystępowaliśmy do pierwszego etapu wytyczonego na dany dzień, który zawsze był najdłuższy, bo rano jak wiadomo siły są największe. Każdy dzień dzielił się na trzy, cztery lub pięć odcinków. Przerwy między etapami trwały ok. 40-50 minut i jedna dłuższa trwająca ok. półtorej godziny, tzw. obiadowa.

Co mówili pielgrzymi podczas rozmów księdza z nimi w trakcie wędrówki? Dlaczego zdecydowali się na pielgrzymkę? Z jakimi intencjami szli?

– Przede wszystkim pielgrzymka jest czasem na uporządkowanie swojego życia, przemyśleń różnych spraw. Jeżeli chodzi o młodych ludzi to w rozmowach pojawiały się kwestie różnego rodzaju wyborów życiowych, które chcą Panu Bogu zawierzyć. Jest to też dobra forma spędzenia czasu wakacyjnego z ludźmi, którzy podzielają moje wartości, i którzy są wartościowi, bo przecież nie jest to proste, żeby poświęcić swój czas na jakieś tam chodzenie. Przypomnę, że pielgrzymka to nie jest spacer, bo to byłoby bez sensu. Pielgrzymka tym się różni od spaceru, że towarzyszy temu jakaś konkretna intencja. Bez intencji taka pielgrzymka nie ma sensu. Młodzi ludzie chcieliby poprzez pielgrzymkę dać sobie czas i we współpracy z Panem Bogiem odczytać swoją drogę życiową. Często toczyliśmy rozmowy na temat ich życia, ich rodzin i codziennych problemów, z którymi muszą się zmierzyć na co dzień.

Jakimi drogami szliście? Co z bezpieczeństwem podczas pielgrzymki w kontekście ruchu samochodów?

– Szliśmy drogami, ale nie były to drogi główne. Wszystkie zarządy dróg zostały wcześniej poinformowane o naszej obecności i z nimi uzgadnialiśmy trasę. Ruchem bardzo bezpiecznie i sprawie kierowały wykwalifikowane służby porządkowe, które wcześniej przechodziły stosowne kursy i mają wieloletnie doświadczenie w tym względzie. To też byli nasi pielgrzymi.

Kierowcy byli dla pielgrzymów wyrozumiali?

– Tak. Bardzo. Po pierwsze dlatego, że ruch samochodów w ogóle nie był przez nas tamowany. Nasze grupy porządkowe działały bardzo sprawnie i staraliśmy się nie tworzyć żadnych korków  na drodze, żeby nikogo nie drażnić i nie denerwować. Pielgrzymka nie jest po to, żeby utrudniać komuś życie. Kierowcy podchodzili do naszej obecności bardzo życzliwie. Raz na kilkadziesiąt aut zdarzy się ktoś, kto jakimś gestem wyrazi dezaprobatę, natomiast każdy wyjątek potwierdza regułę. 99,5 proc. kierowców nas życzliwie pozdrawiało.

Chyba największą przeszkodą dla pielgrzymów jest zła pogoda. Gdy świeci słońce, jest upał, 30 i więcej stopni Celsjusza to jeszcze pół biedy, ale gorzej, gdy pada ulewny deszcz, prawda?  Czy zdarzyło się pielgrzymować podczas nawałnicy, oberwania chmury?

– Dla nas najtrudniejszym etapem był pierwszy dzień pielgrzymki – etap z Lęborka do Sierakowic. Przez większość dnia padało, ale zasadniczo nie możemy sobie pozwolić na to, żeby gdzieś się schować i przeczekać deszcz, bo nie wiadomo jak długo będzie padał i jak intensywnie. Po prostu musimy iść. Jesteśmy na to przygotowani. Warunki atmosferyczne nie mogą być dla nas przeszkodą, choć mogą być utrudnieniem. Trudniej idzie się w deszczu niż w upale, bo wiąże się to z niedogodnościami i dyskomfortem. W deszczu trudniej też o sympatyczną atmosferę pielgrzymkową. Pamiętajmy, że mamy też nagłośnienie, które musimy przykrywać, by chronić je przed deszczem. Poza tym ciężko grać na gitarze w deszczu itd.

Na drugą część wywiadu z księdzem Wiesławem Dylewskim zapraszamy już niebawem.

CZYTAJ TEŻ:

reklama

Zdjęcia: ks. Wiesław Dylewski / Wideo: Facebook / Parafia Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski w Lęborku

Zdjęcia: ks. Wiesław Dylewski / Wideo: Facebook / Parafia Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski w Lęborku

reklama