06/05/2024
Aktualności Kultura

Prezes fundacji, sołtys i wyjątkowo aktywny działacz społeczny [WYWIAD]

Prezes fundacji, sołtys i wyjątkowo aktywny działacz społeczny [WYWIAD]

Szymon Medalion od kilkunastu lat mieszka w Pogorzelicach. Od tamtej pory zdążył założyć fundację, która wspiera lokalne wydarzenia w gminie Nowa Wieś Lęborska oraz w okolicach, a także zdążył zorganizować wiele wydarzeń i zapoczątkować nowe tradycje.  

reklama

– Jest Pan bardzo aktywną osobą w regionie, która co chwila organizuje i pomaga przy wielu wydarzeniach. Skąd u Pana taki zapał?

– Moja rodzina. My tu żyjemy, wybraliśmy to miejsce, żeby żyć i chcę, żeby było jak najlepiej. Jednak mieszkając na wsi trzeba borykać się z pewnymi problemami. Jest gdzieś to wykluczenie komunikacyjne, dostęp do kultury jest znacznie bardziej utrudniony, niż w przypadku miast, itd. Jednak fakt, że czegoś nie ma, nie oznacza, że wcale tego nie może być. Wychodzę z założenia, że jak nam czegoś brakuje, to możemy zrobić to sami. A nawet uważam, że jako mieszkańcy wsi możemy więcej. Od kilku lat z okazji Święta Niepodległości spotykamy się z mieszkańcami okolic na wspólnym pieczeniu gęsiny. Wydaje mi się, że w mieście zorganizowanie czegoś takiego byłoby trudniejsze. I to nie jest tylko to, że pieczemy tą gęsinę i idziemy do domu. Najważniejsza jest ta otoczka. To jest czas na wspólne działanie, na zabawę i przede wszystkim na integrację. W ten sposób podtrzymujemy więzy naszych wiejskich społeczności. Dla mnie to są naprawdę bardzo miłe i fajne rzeczy, dlatego pomimo wielu obowiązków, nie traktuję tego jako pracy, a bardziej jako formę rozrywki.

Czy inni członkowie społeczności też do tego w taki sposób podchodzą?

– Oczywiście, że tak. Z naszymi pomysłami często trafiamy w potrzeby mieszkańców, którzy później już sami angażują się w różne projekty społeczne. W ten sposób zaszczepiamy też naszym dzieciom właśnie takie myślenie, że jak czegoś im brakuje, to mogą to zrobić same. Ostatnio mój syn podszedł do mnie i zaczął mi opowiadać o jednym z jego ulubionych youtuberów. Ja oczywiście nie do końca rozumiałem o co chodzi, ale syn powiedział, że bardzo by chciał go spotkać na żywo. Zaproponowałem, żebyśmy poszukali, czy w okolicy będzie się odbywało jakieś spotkanie. Syn powiedział, że nawet jak nie będzie to zrobimy u siebie. Bardzo mnie to wzruszyło, bo to pokazuje, ze mój 9-letni syn już myśli tymi kategoriami. Już wie, że może działać, i że nic mu z nieba samo nie spadnie. Dla niego jest to całkowicie normalna myśl, że co to takiego zaprosić youtubera do Pogorzelic. Bardzo mnie to cieszy, bo na tym mi zależy. Tego samego staram się nauczyć mieszkańców z okolicznych wsi. Jeśli czegoś im brakuje, to nic poza chęciami nie stoi im na przeszkodzie, żeby to zorganizować. Fundacja, którą założyłem często wspiera takie akcje, jednak zawsze jest to tylko impuls. Później ci ludzie zauważają, ze zdobycie środków na cele społeczne nie jest takie trudne i potem bardzo często już sami organizują wydarzenia w swoich wsiach.

Widać, że działa Pan aktywnie, a pańskiej Fundacji Lokalnej udało się już wesprzeć wiele wydarzeń. Kiedyś to jednak musiało się zacząć. Jak wyglądały Pana początki w Pogorzelicach jako działacza społecznego?

To prawda, nie zawsze było tak super. Od samego początku to było mnóstwo pracy, żeby gdzieś tą społeczność rozruszać. Zaczęło się od tego, że 5 lat temu zostałem sołtysem właściwie trochę przez przypadek. Założyłem wtedy z żoną Fundację Lokalną, która od początku miała na celu aktywizację społeczności Pogorzelic. Pech chciał, że pracę zaczęliśmy w okresie pandemii. Od stycznia zaczęliśmy działać, a w marcu ogłoszono pandemię. Nie było więc lekko, ale mimo to był bardzo duży odzew ze strony mieszkańców. Szybko zobaczyliśmy, że nie możemy się ograniczać tylko do naszego sołectwa, bo okoliczne wsie także mają taką potrzebę. Postanowiliśmy więc zamknąć się w obszarze gminy Nowa Wieś Lęborska, bo wydaje mi się, że we dwójkę trudno byłoby ogarnąć większy obszar. Ale jak ktoś z okolic spoza gminy się do nas zgłasza o pomoc, to z reguły nie odmawiamy. 

– Start w czasach pandemii faktycznie musiał być trudny. Jak udało się wam tak rozpędzić tę działalność?

Przede wszystkim systematycznością. Zauważyliśmy z żoną, że właściwie wszystko co potrzebne mamy na miejscu. We wsi była świetlica, która od dawna służyła za łapacz do kurzu. Postanowiliśmy zrobić z niej użytek. Pierwsze spotkania, które organizowaliśmy z reguły kończyły się tym, że sam z żoną siedziałem w tej świetlicy. Ludzie jednak widzieli, że coś się dzieje. Jednego razu przyszły dwie osoby, potem kilka więcej, potem znowu kilka więcej. W końcu nim się obejrzeliśmy na spotkania do świetlicy przychodziła cała wieś, a mieszkańcy bardzo często pomagali nam w organizacji. Nie ukrywam, że okres pandemii był trudny, ale też pomógł nam się zintegrować. Dla przykładu podam taką sytuację. Niedługo po wybuchu pandemii COVID-19 zabrakło maseczek ochronnych w aptekach. Trudno je było wtedy dostać. Więc razem z mieszkańcami zebraliśmy się wspólnie i uszyliśmy maseczki dla wszystkich, którzy w okolicy ich potrzebowali. Oczywiście potem weszły przepisy, że muszą być te kupne, ale w pierwszych miesiącach pandemii nasze maseczki faktycznie zdawały egzamin. Z czasem takimi akcjami udało się nam przekonać mieszkańców, że nasze akcje są tylko i wyłącznie dla społeczności.

– Tak wyglądały wasze początki, jednak po pandemii zajmujecie się wieloma innymi sprawami, niż tylko te najpotrzebniejsze. Organizowaliście Bieg Mocarza, wycieczki, Kluby Rodzin i Kluby Seniora i wiele innych. Skąd biorą się pomysły na to wszystko?

Właściwie to różnie. Często są to inicjatywy, wynikające z rozmów z mieszkańcami i osobami, z którymi współpracujemy. Na przykład ostatnio po jednej z imprez tak sobie rozmawialiśmy, że chcielibyśmy wypocząć, wyjechać gdzieś po sezonie. No i zrodził się pomysł na zorganizowanie wyjazdu do Kołobrzegu. Początkowo spodziewałem się około 20 osób, a okazuje się, że jedzie nas 140 osób. Kiedyś zorganizowałem też wyjazd do Zakopanego, bo kilka seniorek powiedziało, że nigdy w życiu nie widziało gór. Takie rzeczy często dają pomysły do działania. Czasami są to jednak pomysły całkowicie znikąd, od ręki. Wspomniany przez Pana Bieg Mocarza to miało być w zeszłym roku niewielkie wydarzenie dla dzieci z sołectwa, żeby mogły pobiegać i potarzać się w błocie. W tym roku przyjechali do nas nawet zawodnicy z Trójmiasta i jeszcze słyszeliśmy zarzuty, że nasz bieg zbiegł się z inna imprezą sportową w Gdańsku. Czasami można powiedzieć, że nasze inicjatywy same eskalują do większej skali, niż się tego spodziewamy. Jest na to po prostu bardzo duże zapotrzebowanie. Widzę, że ludzie potrzebują takich wydarzeń, żeby mogli się zintegrować i porozmawiać przy wspólnej rozrywce. Ostatnio przeprowadziliśmy też badanie opinii na grupie ponad 100 mieszkańców ze wszystkich sołectw gminy. Zadaliśmy tam pytanie w ankiecie, czego mieszkańcom najbardziej potrzeba. Takie badania staramy się przeprowadzać od czasu do czasu, żeby wiedzieć, jak dalej działać.

– A gdyby miał Pan podać jakąś akcję lub  wydarzenie, które Pana zdaniem wyszło najlepiej i jest Pan z niego najbardziej zadowolony, to co by to było?

Na pewno nie jestem w stanie odpowiedzieć jednoznacznie na to pytanie. Było wiele takich wydarzeń… Myślę jednak, że jednym z lepszych było odtwarzanie starych zdjęć z seniorami. Kiedyś zorganizowaliśmy taką akcję, w której przedstawiane były różne fotografie z czasów PRL-u. Pomyślałem wtedy, że super pomysłem byłoby odtworzyć je, albo spróbować zrobić nowe z paniami, które były na tych zdjęciach. Zaprosiliśmy makijażystki, kupiliśmy paniom piękne suknie. Chodziło o to, żeby mogły znowu poczuć się piękne. Muszę przyznać, że było to jedno z bardziej wzruszających przeżyć mojego życia. Z reguły nie jestem bardzo emocjonalny, ale nawet teraz, gdy o tym mówię, mam łzy w oczach. Opowiem o jednej sytuacji z tego wydarzenia. Już po charakteryzacji pań, na wydarzenie przyszedł taki pan Henryk. Podszedł do mnie i się zapytał, czy nie widziałem jego żony, bo miała tutaj być. Tymczasem jego żona stała dosłownie obok niego, nawet się na nią spojrzał. Po prostu jej nie poznał. Gdy powiedziałem mu, że to on stoi obok, ten pan aż się przeżegnał i zaczął płakać. Mówił, że taką ją pamięta z czasów młodości, i że nie spodziewał się, że jeszcze kiedykolwiek będą mogli się poczuć tak młodo. Do dzisiaj, gdy o tym myślę, mam łzy w oczach.

– Piękne wydarzenie. Ostatnio na swoim profilu na Facebooku prowadzi Pan akcję „105 flag na 105. rocznicę”. Zdarza się Panu prowadzić akcje, które niekoniecznie mają charakter lokalny?

Ja sam takich akcji z reguły nie prowadzę, skupiam się jednak na naszej gminie. Wiele osób nam jednak zarzuca, że nie jesteśmy wszędzie. Ostatnio podczas organizacji wycieczki do Torunia wiele osób zarzucało nam, że to wycieczka dla wybranych, bo nie każdy mógł jechać. Jechało wtedy pięć autokarów, więc to i tak było sporo ludzi. Nie dałoby się zrobić wycieczki dla kilkunastu tysięcy mieszkańców gminy jednego dnia. Dlatego zawsze zachęcamy do organizowania takich rzeczy we własnym zakresie. Każdy może robić to, co my robimy. Czasami widać efekt. Różne organizacje i sołtysi wiedzą już, że tutaj jesteśmy i często się do nas zwracają o wsparcie w czymś, co sami organizują. Jednak taki najbardziej nielokalny i szeroki charakter ma współpraca partnerska z Łobzem i Szczecinem. Mamy wspólne Kluby Rodzin w Pogorzelicach, Łobzie i w Szczecinie i często organizujemy takie same akcje w podobnym czasie, dzielimy się pomysłami. To jest taka jedyna i największa działalność poza naszym regionem. Chcemy bowiem działać efektywnie, a nie da się tego zrobić tam, gdzie nas nie ma.

– Zbliżając się do końca zapytam o fundusze pańskiej działalności. Skąd bierzecie środki na organizowanie tego wszystkiego?

– Fundatorami fundacji jesteśmy ja z żoną i nie ukrywam, że sporo własnych pieniędzy już w to włożyliśmy i dalej to wspieramy. Głównie staramy się jednak pozyskiwać środki z różnych programów unijnych, rządowych i lokalnych. Już niejednokrotnie udało nam się sporo środków na rozwój wsi pozyskać, chociaż zawsze wiąże się to z koniecznością wypełnienia wielu papierów. Szukamy również sponsorów, organizację można wspierać, do czego gorąco zachęcam. Każdy kto chce, może wpłacić środki na nasze konto przez stronę internetową. Tak to jakoś cały czas działa. Fundacja Lokalna od zawsze miała charakter organizacji od ludzi dla ludzi i w tym charakterze chcielibyśmy to utrzymać.

– Dobrze, to pora na ostatnie pytanie z mojej strony. Zrozumiałe jest, że nie będzie Pan w stanie wiecznie prowadzić tej fundacji. Co będzie, gdy Pan już zdecyduje się odejść na emeryturę?

To jest bardzo dobre pytanie, ponieważ wiele razy o tym myślałem i tak, jak już mówiłem, staramy się pokazać dzieciom, ze świat jest dla nich, ale nie da im nic sam. Zaszczepiamy w nich tę myśl, że mogą działać, że mogą same organizować, co tylko zechcą. Po swoich synach już widzę, że to odnosi skutek i jestem przekonany, ze tak jak my teraz zajmujemy się osobami starszymi, tak gdy ja udam się na emeryturę, pałeczkę po mnie przejmie kolejne pokolenie. Jestem przekonany, że kiedyś udam się na jakieś wydarzenie nie w roli organizatora, ale w roli seniora-uczestnika.

– Rozumiem, dziękuję Panu za rozmowę.

reklama
reklama