Lęborski skarb z wykopanego przedwojennego sejfu będzie wkrótce w muzeum udostępniony do podziwiania. Na pewno zainteresuje tych, którzy gromadzili się tłumnie przy jego odkryciu w maju ub. roku.
Prowadzono wówczas kilkudniowy nadzór archeologiczny przy pl. Żwirki i Wigury, przyległym do pl. Pokoju. W trakcie prac wydobyto pokaźny pancerny sejf. Niestety, nie był nienaruszony, a przeciwnie: tylną ścianę miał rozerwaną. Czy uszkodzenie spowodował wybuch granatu, czy też złodzieje dobrali się do wnętrza sejfu w inny sposób – trudno orzec. Otwarto go łyżką koparki i wtedy okazało się, że w części, do której sprawca czy też sprawcy zniszczenia nie dostali się, zachowały się kasetki z precjozami. Zawierały 53 srebrne pierścionki, 7 srebrnych sygnetów, 3 srebrne medale bractw strzeleckich, jeden złoty wisiorek i kilka mniejszej wartości wyrobów jubilerskich.
Skarb trafił do konserwacji i po paru miesiącach wrócił do lęborskiego muzeum.
– Wszystkie tego typu znaleziska, pochodzące z badań archeologicznych naszego miasta trafiają do Muzeum w Lęborku – informuje Martyna Kostuch, historyk, pracownik muzeum.
Nie trzeba chyba wyjaśniać, że nawet drobne artefakty z wykopalisk, bez znaczenia dla współczesnego mieszkańca, dla historyka mają wagę reliktu przeszłości, zaświadczając o kondycji miasta w danym okresie historycznym.
– Opracowując dokumentację zabytków, zwróciłyśmy się z koleżanką do rzeczoznawców jubilerskich o pomoc w identyfikacji kamieni – wyjaśnia Iwona Szymankiewicz, też historyk.
Dokonali tego, przyjechawszy do muzeum w miniony poniedziałek 19 stycznia br.: inż. Tomasz Kłoczewiak z Warszawy, prezes Zarządu Stowarzyszenia Rzeczoznawców Jubilerskich, Jacek Zięta z Warszawy, wiceprezes tegoż zarządu, Piotr Sobisiak z Poznania, prezes Zarządu Gem-Art. Aukcje oraz Stanisław Krzysztof Jacobson z Gdańska, ekspert diamentów i gemmolog. Ekspertyza zajęła im kilka godzin i w rezultacie ustalili, iż większość to imitacje kamieni szlachetnych: turmalinu, bursztynu, spinelu, turkusu i in. Jednakże wśród pierścionków jest kilka z prawdziwym bursztynem, trzy z jaspisem, dwa z cytrynem.
Osobiście spodobał mi się najbardziej złoty wisiorek w kształcie miniaturki dzbana niejako rodem z „Tysiąca i jednej nocy”. Obie panie wybierały do zdjęć co oryginalniejsze pierścionki.
– Pomimo tego, że w większości pierścieni oczka okazały się imitacją kamieni szlachetnych, to ich oprawa jest bardzo gustowna, a my możemy dowiedzieć się czegoś więcej na temat trendów, panujących w lęborskim jubilerstwie w I połowie XX wieku – sugeruje pani Iwona, zwracając uwagę na precyzyjny warsztat jubilerski, o czym świadczą filigranowe i zróżnicowane koszyczki, okalające kamienie.
W miejscu znalezienia skarbu znajdował się sklep jubilerski, którego właścicielem był Max Heterbrug, a złodzieje – być może posiadając tę wiedzę – wykradli jedynie większej wartości biżuterię. Może zaś i to, co wykradziono, miało podobną niewysoką wartość, a rabusie po prostu nie zdążyli spenetrować całego sejfu z jakiejś tam przyczyny. Jest okazja do snucia legendy na ten temat.
– Prawdopodobnie w przyszłym miesiącu pierścionki zostaną wyeksponowane na stałej wystawie historycznej na pierwszym piętrze w specjalnie przygotowanych ekspozytorach – mówi pani Martyna.
Przy okazji Mariola Pruska, dyrektor muzeum serdecznie zaprasza do zwiedzenia wystawy ze skarbami z Czarnówka. A naprawdę jest godna uwagi. Będzie otwarta do połowy lutego. W niedziele wstęp do muzeum od godz. 9 do 14 jest bezpłatny.
Tekst Iw. Ptasińska
Fot. Iwona Szymankiewicz i Martyna Kostuch