Rozmowa z ks. Wiesławem Dylewskim, który przez pięć lat był wikariuszem parafii Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski w Lęborku.
Pod koniec czerwca otrzymał ksiądz dekret biskupa pelplińskiego ks. Ryszarda Kasyny dotyczący odwołania z urzędu wikariusza parafii pw. Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski w Lęborku i jednoczesnego mianowania na wikariusza parafii pw. św. Katarzyny Aleksandryjskiej i św. Jana Chrzciciela w Bytowie. Urząd w nowej parafii objął ksiądz pod koniec sierpnia. Jak ksiądz przyjął tę zmianę?
– W naszej diecezji ksiądz biskup przyjął niepisaną, ale praktykowaną, moim zdaniem słuszną zasadę, że pięć lat posługi wikariusza w danej parafii jest wystarczającym czasem na wypełnienie swoich zadań, powierzonych obowiązków, wniesienie czegoś dobrego do wspólnoty parafialnej. Jest to także wystarczający czas na zdobycie nowych doświadczeń kapłańskich, kolejnych szlifów w duszpasterstwie. W związku z tym dekret księdza biskupa nie był dla mnie zaskoczeniem – przyjąłem go z wielkim spokojem i zaufaniem Panu Bogu, że właściwie pokieruje dalej moją kapłańską drogą.
Z Bytowa ma ksiądz zdecydowanie bliżej do Tucholi – tam przecież znajduje się parafia pw. Bożego Ciała, z której się ksiądz wywodzi. To chyba jest dużym plusem tej zmiany?
– To prawda. Do Tucholi, gdzie znajduje się mój dom rodzinny, mam nieco bliżej, niemniej nie jest to dla mnie kluczowe. Moje życie to obecnie posługa kapłańska, a w Tucholi, z którą oczywiście łączą mnie życzliwe przyjaźnie, wspomnienia i przede wszystkim rodzice, nie mieszkam już połowę mojego życia. To oczywiste, że staram się w miarę możliwości regularnie odwiedzać rodziców i moich najbliższych, niemniej w dzisiejszych czasach różnica kilkudziesięciu kilometrów nie jest dystansem nie do pokonania.
Ma ksiądz 36 lat, a księdza posługa w parafii pw. NMP Królowej Polski w Lęborku trwała pięć lat, czyli od 2020 roku. A więc zaczęło się w pandemii, gdy były ograniczenia co do ilości wiernych na mszy św. w kościele itp. To był trudny czas, prawda?
– Dla człowieka wierzącego był to przede wszystkim czas bardzo smutny. Przypominam sobie wiele osób z biura parafialnego, którzy przychodzili w sprawie pogrzebu swoich najbliższych, a byli pozbawieni nawet ostatniego pożegnania swoich współmałżonków, dzieci czy rodziców. To były bardzo bolesne chwile dla wielu rodzin, którym miałem zaszczyt współtowarzyszyć. Dla mnie także był to czas smutku, kiedy z racji restrykcji i kilkudziesięciotysięcznych kar nakładanych na różne parafie, byliśmy zmuszeni ograniczać ilość wiernych w celebracjach. Nie chcę wdawać się w dywagacje, czy były to wytyczne słuszne, czy nie. Faktem jednak jest, że był to czas smutku, a największe jego konsekwencje ponieśli ci, którzy tracili majątki swojego życia, a nade wszystko młodzież, którą na dwa lata zamknięto przed ekranami komputerów i smartfonów, każąc im w ten sposób budować więzi społeczne, relacje i prowadzić edukację. Młodym ludziom współczuję najbardziej.
Jak będzie ksiądz wspominał ten miniony czas w Lęborku? Czy może któreś z uroczystości w ciągu roku liturgicznego było na tyle szczególne, że będzie ksiądz je długo pamiętał?
– W każdej parafii są ludzie – zarówno życzliwi, jak i nieżyczliwi. Miałem okazję poznać i jednych i drugich, natomiast w sercu zabieram mnóstwo ciepła, dobroci i życzliwości. Przyznam, że z mojej nieco chłodnej obserwacji wynika, że społeczność Lęborka bywa wobec siebie wzajemnie bardzo wymagająca, żeby nie powiedzieć, nieżyczliwa. Przyczynę upatruję w uwarunkowaniach historycznych. Nie mówię tego jako zarzut, ale raczej traktuję jako pewną cechę. Jednocześnie spotkałem tu także wiele przejawów bezinteresownej dobroci, które szczególnie sobie cenię.
Będę pamiętał coroczną procesję Bożego Ciała, która gromadzi setki, jeśli nie tysiące wiernych. To publiczne wyznanie wiary przez tak wielu mieszkańców było dla mnie niezwykle budującym doświadczeniem.
W parafii pw. NMP Królowej Polski w Lęborku ma miejsce wiele inicjatyw, które starał się ksiądz rozwijać. Były nimi: schola dla dzieci, spotkania dla młodzieży, zespół muzyczny, mniejsze wyjazdy i pielgrzymki i katechezy w szkole. Ciekawą inicjatywą były też „Randki małżeńskie”, które odbywały się co miesiąc. Czy mógłby ksiądz opowiedzieć o tej ostatniej inicjatywie?
– Nie wystarczy zawrzeć małżeństwa – trzeba je cały czas rozwijać i pielęgnować. Podobnie jest z kapłaństwem. Jeśli chodzi o małżeństwa, uważam, że jedną z przyczyn kryzysów małżeńskich jest brak tego, co w narzeczeństwie i wcześniej nadawało związkowi smak – randkowania. Zdaję sobie sprawę, że to wymaga wiele czasu i zaangażowania, zwłaszcza gdy tego czasu obecnie każdy z nas ma jak na lekarstwo. Udało się zrealizować pewien pomysł, który był i nadal jest skierowany do małżonków. Projekt o nazwie „Randki małżeńskie” spotkał się z zainteresowaniem kilkunastu par małżeńskich, które co miesiąc uczestniczyły w spotkaniach. Wraz z moimi przyjaciółmi, Tatianą i Kamilem, prowadziliśmy randki. Salka parafialna była zaaranżowana na klimatyczną kafejkę, w tle muzyka, ciasto, kawa i herbata, a na każdym spotkaniu inny temat do omówienia. Dla dzieci organizowaliśmy równoległe zajęcia w drugiej sali, co umożliwiało małżonkom swobodny udział. Korzystając z okazji, pragnę serdecznie podziękować Małgosi za troskliwą opiekę nad najmłodszymi. Mam nadzieję, że randki nadal będą się rozwijały i będą cieszyły się zainteresowaniem kolejnych par pragnących pogłębić swoje więzi.
Jak w ciągu tych minionych pięciu lat wyglądała sytuacja z frekwencją na mszach św. w „Koronie”? Kościoły w całej Polsce chyba odnotowały znaczący spadek uczestnictwa w nabożeństwach?
– Takie zdanie słyszałem już nieraz, natomiast z mojego doświadczenia i obserwacji nijak ma się do rzeczywistości. Oczywiście, „Korona” 40-50 lat temu zapewne była bardziej wypełniona. Tylko warto zadać pytanie: ile wówczas w Lęborku było parafii? Dwie. Obecnie jest sześć. Gdybyśmy zaprosili wiernych tylko do „Korony” i parafii św. Jakuba, moglibyśmy być zdziwieni. Po drugie, warto zauważyć, że na przykład na mszy świętej o godzinie 12:00, zatem na mszy „rodzinnej”, ławki w „Koronie” są w znacznej mierze zapełnione. Nie mogę uczciwie powiedzieć, jak sytuacja w minionych pięciu latach się zmieniła ponieważ na początku mojej kadencji panowała pandemia. Nie twierdzę też, że sytuacja Kościoła jest cudowna i nie pozostawia niczego do życzenia, niemniej moim zdaniem pandemia miała jeden pozytywny wpływ, a mianowicie w Kościele pozostali ci, którzy chcieli, prawdziwie wierzący, za czym idzie także praktyka. Pozostali w pełnej wolności mieli okazję z tej praktyki zrezygnować. Lepiej, aby zostali w Kościele świadomie wierzący lub przynajmniej poszukujący, niż tkwili w nim na siłę ci, którzy byli związani wyłącznie tradycją lub wychowaniem.
Parafianie, a zwłaszcza pielgrzymi z Lęborka, z pewnością zapamiętają księdza niezwykłe zaangażowanie w prowadzeniu lęborskiej grupy w ramach Pieszych Pielgrzymek Diecezji Pelplińskiej do Częstochowy. Kolejna z nich zakończyła się 13 sierpnia, gdy rano dotarliście na Jasną Górę przed Cudowny Obraz Czarnej Madonny. Z tego co wiem, była to już łącznie księdza 19. pielgrzymka, a pierwsza z nich miała miejsce w 2002 r. Proszę opowiedzieć o tej i poprzednich. Czy któryś z etapów był może szczególny? Jak one zapisały się w księdza pamięci?
– Sam już nie wiem, czy to była 19. czy 20. pielgrzymka. Przychodzi taki moment, że już się ich nie liczy, bo w zasadzie jakie to ma znaczenie. To prawda, pielgrzymka mocno zapisała się w moim corocznym harmonogramie i zaręczam, że warto wziąć w niej udział. Oczywiście, miałbym także inne pomysły na spędzenie wakacji, ale czy chodziłbym na nie, gdyby nie było warto? Tego samego zdania jest kilkudziesięciu pielgrzymów z Lęborka, prawie 300 z Kaszub i około 800 z naszej diecezji.
A czym dla księdza są pielgrzymki? Dlaczego warto pielgrzymować? Jakie przesłanie wynika z pielgrzymowania? Pielgrzymi idą przez ponad dwa tygodnie niełatwą drogą ze swoimi intencjami, ale czy życie człowieka zmienia się po przebyciu pielgrzymki? Czy te intencje się spełniają za wstawiennictwem Maryi? Może pielgrzymka jest takim wezwaniem – „Wypłyń na głębię”, czyli słowami Jezusa, które czytamy w Ewangelii św. Łukasza?
– Pielgrzymka to fizyczny wysiłek i mentalno-duchowy relaks, połączony z prawdziwym doświadczeniem Boga, niezwykłą życzliwością mnóstwa ludzi spotykanych na szlaku i wzajemnych braterstwem. Już wiem, że moja pielgrzymia przygoda się nie kończy, gdyż ksiądz biskup powierzył mi zadanie prowadzenia w przyszłym roku grupy bytowskiej, z czego także bardzo się cieszę.
Gdy rozmawialiśmy rok temu na temat poprzedniej pielgrzymki powiedział mi ksiądz, że: „Trzeba iść. Trudno jest mierzyć czas od pielgrzymki do pielgrzymki. W pewnym momencie człowiek staje się pielgrzymem i przez resztę roku czerpie z tego, co na pielgrzymce uzyskał, co przemyślał, co wymodlił, a ma to rzeczywiście realny wpływ na życie, bardzo pozytywny zresztą. Gdyby to było do niczego, gdyby to była strata czasu, to bym go nie tracił, zwłaszcza w urlopie i w wakacje”. Czy podtrzymuje ksiądz te słowa i czy może coś jeszcze chciałby ksiądz dodać i uzupełnić tę wypowiedź?
– Podtrzymuję je całym sercem. O pielgrzymce można wiele powiedzieć, bardzo wiele, ale ciężko opisać przeżycia, zwłaszcza, że każdy z pielgrzymów ma zupełnie inne. Życie każdego z nas jest inne, inne troski, inne zmagania, inne intencje. Pan Bóg to wszystko widzi, toteż daje różne doświadczenia, które na nas wpływają. O pielgrzymce można pisać i opowiadać, ale nie po to jest pielgrzymka. Na pielgrzymkę trzeba po prostu iść. Jeśli nie możesz na całą, idź na tydzień, na dwa dni, na jeden etap. Serdecznie to tego pana redaktora i ciebie, szanowny czytelniku zachęcam.
Czego możemy księdzu życzyć w dalszej posłudze duszpasterskiej w Bytowie? Czy mógłby ksiądz podzielić się z mieszkańcami miasta, powiatu lęborskiego, w tym także wiernymi z parafii pw. NMP Królowej Polski, jakąś podsumowującą refleksją na koniec, po pięciu latach posługi w Lęborku?
– Czego życzyć? To zbyt trudne pytanie. Jeśli mógłbym życzenia zamienić na modlitwę, to będę zobowiązany.
Bez zbędnej kokieterii, minione pięć lat było dla mnie absolutnie wyjątkowym i pięknym czasem. Poznałem miasto, które ma bogatą i dumną historię, jego mieszkańców, którzy mają serca wielkie i gorące, a także dzięki Bogu, udało się zrealizować kilka pomysłów duszpasterskich. Za każdą dobroć i życzliwość – dziękuję. Za każde przykre słowo, złe spojrzenie – przepraszam. Każdą doświadczoną krzywdę – wybaczam. Polecam wszystkich mieszkańców, parafian i ciebie, szanowny czytelniku, Panu Bogu w modlitwie. Niech Maryja, patronka już teraz mojej byłej parafii, ma nas w swojej opiece.
Dziękuję za rozmowę.
***
Dodajmy, że oprócz ks. Wiesława Dylewskiego, dekretem biskupa pelplińskiego ks. Ryszarda Kasyny do nowych parafii przeniesieni zostali również inni księża z dekanatu lęborskiego:
– Ks. mgr lic. Krzysztof Kamiński – odwołany z urzędu wikariusza parafii pw. Miłosierdzia Bożego w Lęborku, mianowany proboszczem parafii pw. św. Apostołów Piotra i Pawła w Opaleniu.
– Ks. mgr lic. Adam Ryński – odwołany z urzędu wikariusza parafii pw. św. Maksymiliana Marii Kolbego w Skarszewach, mianowany wikariuszem parafii pw. Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski w Lęborku.
– Ks. mgr lic. Janusz Osnowski – odwołany z urzędu wikariusza parafii pw. Wniebowzięcia NMP w Cewicach, mianowany wikariuszem parafii pw. św. Andrzeja Apostoła w Przodkowie.
– Ks. mgr Wojciech Czajkowski – posłany do pomocy duszpasterskiej w parafii pw. Wniebowzięcia NMP w Cewicach.
Zmiany zaczęły obowiązywać od 20 sierpnia 2025 r.
Zdjęcia: ks. Wiesław Dylewski
Czytaj też: