Sala wystawowa Kaszubskiego Pierścienia wypełniona była w miniony piątek gośćmi wernisażowymi. Raz, że jak zauważyłam: lęborczanie lubią wernisaże w ogóle, a dwa: cenią sobie malarstwo Ryszarda Zająca. Tym bardziej, że tematem wystawy jest „Błękitna Kraina – bedeker nieobiektywny pędzlem Ryszarda M. Zająca napisany”. Tematyka jego prac nie zawodzi wielbicieli miasta i okolic, a forma przekazu jest przystępna każdej percepcji.
Gości przywitał artysta oraz Jan Kiśluk i Wiesław Budkowski. Pan Jan przybliżył zebranym drogę twórczą malarza, jego niebanalne życie i drogę z Lęborka w świat i z powrotem do Lęborka. Pan Wiesław zaś wyłożył wnikliwie pojęcie Błękitnej Krainy. Wtedy dopiero autor odsłonił swoje obrazy, w czym mu pomagali bliscy, głównie córka Natalia.
Wystawie towarzyszył katalog i kalendarz na 2020 rok, oba bardzo efektowne, autorstwa Kacpra, syna pana Ryszarda, młodego człowieka, który mieszka za granicą od siedmiu lat, najpierw w Holandii, teraz od czterech lat w Anglii, gdzie pracuje m.in. jako grafik komputerowy. Każdorazowo jednak przylatuje do Polski na wystawy ojca i pomaga mu w przygotowaniu oprawy aranżacyjnej i graficznej. Jest również autorem pięknych zaproszeń i plakatu.
– Po raz czwarty pomagam tacie, biorąc na siebie całą grafikę – powiedział pan Kacper. – Z każdą wystawą jest coraz bardziej profesjonalnie. Kalendarz przygotowałem po raz drugi.
Zapytany, jak planuje aranżację wystawy, powiedział: – Najpierw dostaję zdjęcia obrazów, pracuję nad katalogiem i w tym czasie na podstawie katalogu projektuję umieszczenie każdego obrazu, żeby uzyskać spójną całość, tak żeby obrazy opowiedziały pewną historię, w tym przypadku Błękitnej Krainy. Rok temu robiłem historię Lauenburga i byłem z tego dumny, bo każde ustawienie dało trafny obraz miasta.
Ekspozycję stanową 24 obrazy średniej wielkości: 80×70, 80×60, parę 90×70, wszystkie olejne. Realistyczne ujęcia architektury miejskiej i wiejskiej oraz krajobrazu ziemi lęborskiej dają łatwe zlokalizowanie malowanych obiektów, co jest miłe, gdy się wszędzie tam było raz, a może wielokrotnie.
Osobiście, z racji, że jestem wielbicielką malarstwa impresjonistycznego, najbardziej spodobały mi się ujęcia Zamku Łeba w nadmorskim pejzażu, niewycyzelowanego młyna w Zdrzewnie i obraz parku w Łebieniu z dworem w tle i panami konno wracającymi np. po łowach albo tylko z porannej przejażdżki, bardzo w stylu hippicznych tematów w malarstwie angielskim XVIII i zasadniczo XIX w. Tak więc mamy i konie na dziewięciu z 24 eksponowanych prac; jak już wiadomo: wielka fascynacja p. Ryszarda, wręcz od dzieciństwa. Na jednej z prac umieścił artysta siebie jako obserwatora zdarzeń.
Obrazy Ryszarda Zająca idealnie wpasowują się w atmosferę neodworkowych budowli, jakie od jakiegoś czasu wypełniają nasze podmiejskie i wiejskie tereny. Idealnie pasują do salonu czy gabinetu, a jeśli właściciele posesji jeżdżą konno lub nawet mają stadninę…
– Pięknie dziękuję za wspaniałą podróż poprzez przestrzeń i czas po Błękitnej Krainie – wpisała do księgi pamiątkowej Leokadia Michalec, malarka i wyznała – Najbardziej ujął mnie emocjonalnie pałac w Zwartowie, ponieważ jest to obszar mojego szczęśliwego dzieciństwa, a malarsko oczarował mnie hotel w Łebie, fantastycznie skonstruowany pod względem barwy.
Dla pani Leokadii obrazy na wystawie były ilustracjami jej dzieciństwa i młodości, okazją „wędrówki” po znanej sobie okolicy. W Łętowie była jej pierwsza praca.
Jak to na wernisażu: gospodarze częstowali lampką dobrego wina, kawą, herbatą i napojami chłodzącymi, bo atmosfera była więcej niż ciepła z racji tłumu gości.
Wystawę można podziwiać w godzinach pracy Kaszubskiego Pierścienia do 31 października br. Natomiast na następną, jak pierwszej zdradził mi artysta, poczekamy ze dwa lata.
Tekst i fot. Iw. Ptasińska
Fragment powitania:
„Dobry wieczór, gwarantuje, że będzie dobry….
Większość z państwa tu obecnych zna bohatera dzisiejszego wernisażu. Wszak miasto nasze małe, a On to rodowity lęborczanin. Tu się urodził, tu pobierał nauki, tu „u Żeroma” zrobił maturę, stąd pojechał studiować na Wydziale Sztuk Pięknych UMK Toruń, a stamtąd w Polskę i…świat.
Od zawsze jednak wiedział, że jego życie będzie związane z kulturą i sztuką. I tak jest do dzisiaj.
W tym czasie prowadził pracownie plastyczną Wojewódzkiego Domu Kultury w Suwałkach, pełnił funkcje plastyka miejskiego tamże, dyrektorował domom kultury i co ważne – rysował, malował, projektował.
W 1980 roku ówczesny szef naszego miasta, p.Wacław Kupper zaproponował mu funkcję dyrektora Miejskiego Ośrodka Kultury w Lęborku. Wrócił więc i przez 7. owocnych lat rządził kulturą w naszym mieście. Potem był Słupski teatr, dyrektorowanie Ośrodkowi Teatralnemu „Rondo”, był tam również scenografem, budował teatralne widowiska plenerowe, projektował swoje ukochane wielometrowe marionety, z którymi teatr zjeździł pół Europ, a on sam robił scenografię na ich zaproszenia.
W 2005 roku sytuacja rodzinna zmusiła go do ponownego powrotu do nas. Czasy się zmieniły, coś trzeba było robić, więc wrócił do pędzli.
Jak mi powiedział p.Wiesław Budkowski, kurator pierwszej lęborskiej wystawy naszego dzisiejszego bohatera, powstała ona …z zazdrości. Natalia Zając[…], córka p. Ryszarda, założyła z koleżankami Teatr Tańca „Jeszcze 5 minut”, a po ich pierwszej premierze znajomi pozdrawiali go słowami „Witamy ojca najlepszej tancerki w mieście”, więc chwycił za pędzle i w ciągu dwóch lat sportretował wszystkie konie w „Stajni Grażyny” państwa Królów.
Tak powstała pierwsza wystawa pt. „Koń, jaki jest, każdy widzi?”, a obrazy były na tyle dobre, że błyskawicznie znalazły nabywców […]”.