Kolejna krajoznawcza wycieczka lęborska w poszukiwaniu urody polskich miast udowodniła, jak warto zwiedzać własny kraj. Ubiegłotygodniową weekendową wycieczkę szkoleniową do Grudziądza, Chełmna, Torunia, Ciechocinka i Inowrocławia zorganizowało lęborskie koło przewodników PTTK i klub turystyki Kahel.
Po Grudziądzu, mieście o 1000-letniej tradycji oprowadziła nas Małgorzata Biela z naszego koła przewodnickiego, wieloletnia mieszkanka tego miasta, więc znająca je jak własną kieszeń. Informacje wiedzowe zgrabnie łączyła ze wspomnieniami z wczesnego i późniejszego dzieciństwa i młodości (mieszkała w Grudziądzu 19 lat). Mówiła o sławnych Polakach, którzy tu mieszkali, jak skrzypek Piotr Janowski, który jako 16-latek został laureatem I nagrody na V konkursie Wieniawskiego, malarz Krzysztof Cander, Bronisław Malinowski, złoto (Moskwa) i srebro (Montreal) olimpijske w biegach z przeszkodami. Lucjan Kydryński, znany swego czasu z telewizji dziennikarz i konferansjer, mąż piosenkarki Haliny Kunickiej, w Grudziądzu się urodził. Poprowadziła najpierw po Starym Mieście ze średniowiecznym rodowodem, z jego zabytkowymi kościołami, na XVIII-wieczną cytadelę, pod pomniki Kopernika, Żołnierza Polskiego i ułana z dziewczyną. Miasto bowiem słynie z tradycji ułańskiej międzywojnia jako dawna siedziba Centrum Wyszkolenia Kawalerii i pułku Ułanów Pomorskich, którzy pokazali, co potrafią w szarży pod Krojantami w 39 r. Pod murami gotyckich spichlerzy akurat rozłożyło się obozem wojsko napoleońskie, które swego czasu miasta nie zdobyło. Kobiety w strojach markietanek obsługiwały stragany, kręciły się między namiotami, grzały dłonie przy ognisku. Można się było częstować żołnierskim jadłem, jak słoniną peklowaną ostro przyprawianą, dodającą widać animuszu, ale całkiem niezjadliwą dla naszych koleżanek i chlebem ze smalcem. Inscenizacji walk o twierdzę grudziądzką nie było czasu obejrzeć. Kol. Biela pokazała Szkołę Muzyczną, do której chodziła, też w zabytkowym budynku. Jest co zwiedzać, bo zabytków sporo, mimo potężnego 70-procentowego zniszczenia w czasie drugiej wojny, ale i przedtem w różnych zawirowaniach dziejowych. Jak odnowią piękne kamienice w różnych stylach, w tym sporo w rekonstruowanych barokowych – będzie jeszcze piękniej. Samo położenie nad Wisłą dodaje temu miastu uroku.
Do Chełmna dojechaliśmy z małym opóźnieniem, bo autokar snuł się za kolumną rowerzystów, manifestujących poparcie dla działań prozdrowotnych. To miasto zakochanych, bo ma w katedrze relikwie św. Walentego, miasto barwne dzięki licznym parkom, skwerom i ogrodom. Dba się tu o zieleń, czego nb. nie można powiedzieć o Lęborku, które może jedynie zasłynąć w tej mierze z golonych niemiłosiernie żywopłotów i krzewów, nawet różanych i jaśminowych i z wycinanych drzew, gdzie tylko się da, a w miejsce skwerów stawianych nieudanych architektonicznie budynków. Perełkami miejskiej zieleni w Chełmnie jest m.in. kwietny zegar na plantach pod murami i kwiatowa klawiatura poświęcona Moniuszce. To też miasto z długą tradycją, bo lokowane w 1223 r. Przypomniał nam kol. Paweł Skowroński, że 700 miast polskich lokowanych jest na prawie chełmińskim. Obowiązujący pręt chełmiński jako miara obowiązywał również w Lęborku, a jego wzorzec można obejrzeć na murze naszego ratusza. O znaczeniu Chełmna, jego zabytkowym charakterze i niegdysiejszym bogactwie świadczy sześć kościołów z XIII w. zachowanych do dziś w swym kształcie; tylko siódmy się nie dotrwał do naszych czasów. W kościele farnym pw. Wniebowzięcia NMP wieża, na którą można wejść po 188 stopniach, by podziwiać panoramę miasta i okolicy. W rynku barokowy ratusz, jak pałacyk z bajki.
Najwięcej czasu spędzono w Toruniu. Miasto zwiedzano z miejscowym przewodnikiem PTTK Damianem Filipiakiem. Toruń, to jak wiadomo, miasto Kopernika i pierników, piękne i ludne, bo uniwersyteckie. Jest tam 25 kościołów katolickich, w tym cztery średniowieczne, jeden z XVII, jeden z XVIII, dwa z XIX w., kilka świątyń innych wyznań, w tym neogotycki kościół ewangelicki i zabytkowa drewniana cerkiew z XIX w., do której nie doszliśmy jednakże, jak również do większości tych kościołów. To po prostu daje wyobrażenie, że w Toruniu jest gdzie chodzić, zwiedzać i podziwiać. Szkoda, że nie zachował się zamek krzyżacki, zdobyty, zburzony i rozebrany przez patriotycznych mieszczan toruńskich, ale zachowały się fragmentarycznie mury, baszty (w tym Krzywa Wieża) i trzy bramy miejskie, 30 ze stu spichlerzy, nawet kamienice średniowieczne i późniejsze.
W Muzeum Piernika warsztaty formowania pierników i przygotowywania ich do wypieku prowadził Mateusz Ruciński. On też oprowadził grupę po muzeum, zaznajamiając z historią piernikarstwa w Toruniu, budynku fabryki i całym procesem produkcji tych toruńskich specjałów. Dodam, że zabawa w wyrabianie własnego piernika okazała się przednia. Gwoździem programu był zakup niezliczonej ilości różnego typu pierników i ich smakowanie.
Piękne niedzielne południe spędzili lęborczanie w Ciechocinku, nie tylko na deptaku. Pogoda dopisała i park zdrojowy prezentował się nad wyraz fotogenicznie.
Do uzdrowiska inowrocławskiego poprowadziła Teresa Florkowska z Kahela. Niestety, na zachłyśnięcie się ozdrowieńczym powietrzem tężni solankowych zabrakło czasu. W wodzie w domu zdrojowym osobiście nie zasmakowałam.
W autokarze przy mikrofonie na zmianę Małgosia Biela i Paweł Skowroński uzupełniali bedekerowe informacje, ciekawe i czasem dotąd nieznane.
Bezpieczną jazdę zapewnił nam pan Zbyszek, spokojny i opanowany, nawet gdy jakaś śruba przy kole poluzowała się i zmusiła do nieplanowego postoju.
Wielokrotnie przejeżdżaliśmy po mostach przez Wisłę i podziwianie królowej polskich rzek też miało swój urok, tym bardziej, że z góry nie widać było żadnych zanieczyszczeń, a brodzenie w rzece nie było i tak w planie.
Szkolenie przewodników jest kontynuowane sukcesywnie.
Tekst i fot. Iw. Ptasińska