Pod takim hasłem przewodnim lęborska Miejska Biblioteka Publiczna, Oddział Miejski Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w Lęborku, Lęborskie Stowarzyszenie św. Jakuba Ap. oraz Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej w Wejherowie zorganizowały wieczór wspomnień o znanym na Pomorzu kaszubskim pisarzu Stefanie Fikusie (1906-2010) w piątą rocznicę śmierci. Klub MBP wypełniła więc rodzina pisarza, a także bohatera jego ostatnio wydanej (pośmiertnie) książki, przyjaciele, znajomi i sympatycy. Spotkanie Prowadzili: Aleksandra Warenczuk-Hinc (po polsku) i Ryszard Wenta (po kaszubsku). Mam jednakże wrażenie, że spotkanie kierowane było zasadniczo do Kaszubów, ponieważ gros informacji odbierałam w tym właśnie języku regionalnym. Notabene pan Stefan obok kaszubskiego posługiwał się piękną polszczyzną i w swojej twórczości był dwujęzyczny.
Pomysłodawcą dnia był Stanisław Janke, pisarz, tłumacz, publicysta, krytyk literacki. Laudację jego autorstwa odczytała Regina Szczupaczyńska, prezes Lęborskiego Stowarzyszenia św. Jakuba.
Wspomnienia o tym interesującym twórcy, wszechstronnie utalentowanym snuli: Eugeniusz Pryczkowski, dziennikarz, poeta, pisarz, tłumacz, autor tekstów, wydawca i działacz, członek władz Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, Franciszek Okuń, kierownik zespołu ludowego Levino, Wiesław Budkowski, geograf, przewodnik PTTK.
– Byłem u pana Stefana w 1995 roku – powiedział Pryczkowski i opowiedział, jak z kamerą przyjechał, by zrobić program o pisarzu dla „Rodnej zemi”. – Sukcesywnie poznawałem jego dorobek.[…] Nie kończył wyższych uczelni, ale dał nam olbrzymie bogactwo literackie.
Fikus dał mu dwie teczki swoich opowiadań w maszynopisie i z jego akceptacją Pryczkowski „skondensował” treści tych utworów. Powstał tom pt. „Jak to przódy bywało”. Z Piotrem Fikusem, z rodziny Stefana, Pryczkowski wydał „Ród Fikusów 1811-2011”. Zapewnił też, że utwory z maszynopisów, złożonych w wejherowskim muzeum, będą jeszcze wydawane.
Franciszek Okuń zaczął działać w Stowarzyszeniu Kaszubsko-Pomorskim w 1984 i wtedy często spotykał się ze Stefanem Fikusem, o czym opowiedział.
Z rodziny wystąpił młodszy brat pana Stefana, Kazimierz, by podziękować za zaproszenie, które stało się okazją do spotkania w szerszym rodzinnym gronie.
Na ekranie wyświetlane były zdjęcia legitymacyjne, fotografie dokumentów, inne ze zbiorów rodzinnych, dokumentujące życie Stefana Fikusa od dzieciństwa po jubileusz w starostwie w maju 2010 r., a więc z urlopów z rodziną w Zakopanem w 1955, z podróży do NRD w 1976, ze złotych godów Pelagii i Stefana w 1991, z jarmarków odpustowych, ze zjazdu Kaszubów w Wejherowie, ze spotkań autorskich i promocji książek, z uroczystości przyznania mu Lęborskiego Lwa w 2004 r., z 90 urodzin, obchodzonych w domu.
Część spotkania poświęcono „Doli młodego Skowrona”.
– Przeczytałam książkę – powiedziała Regina Szczupaczyńska. – Zrobiła na mnie ogromne wrażenie.
Wieczór zakończył występ Levina i rozmowy kuluarowe przy stole z chlebkami ze smakowitym smalcem i kiszonymi ogórkami oraz drożdżówką do kawy i herbaty. Tę minibiesiadę przygotowała Lucyna Darznik.
Pana Stefana poznałam w latach 80. (w Lęborku zamieszkałam w 1978 i już we wrześniu zaczęłam uczyć polskiego w ZSE), kiedy to planowałam uatrakcyjnienie lekcji spotkaniami autorskimi. Zaprosiłam go do swojej klasy, a potem jeszcze dwukrotnie. Dwie lekcje przeznaczone na polski przeciągnęły się na kolejne dwie, udostępnione mi przez koleżanki, bo pan Stefan miał czym zainteresować młodzież. Zaczynał od prezentacji „Luzina”, mówił o swojej przygodzie z muzyką i wojskiem, i kolejno o innych „przygodach” życia, wreszcie o pracy dziennikarskiej, literackiej, a na koniec pokazywał swoje rysunki i objaśniał ich genezę. To młodzież podpowiadała, o czym ma mówić, bo wiadomo, że spotkanie z żywym słowem jest ciekawsze niż programowe lekcje. Gdy moja klasa zakupiła z pieniędzy wykopkowych książkę i jeszcze dwie uczennice-Kaszubki dla swoich rodziców z dedykacjami, ja po swoją miałam się zgłosić do pana Stefana do domu, bo chciał jeszcze porozmawiać ze mną-polonistką o warsztacie pisarskim. Mam więc piękny wpis i ex libris z autografem.
Moja miłość do Kaszub i kaszubszczyzny zaczęła się wcześnie. Jako dziecko jeździłam z rodzicami i rodzeństwem do dziadków w Bytowie, bo dziadek Andrzej Kraiński, pochodzący z Kresów, był oficerem-osadnikiem i gospodarstwo w okolicach Bytowa zamienił na domek na tzw. Kolonii Urzędniczej. Tak więc bytowskie z jez. Giling doskonale znaliśmy, a z obozów harcerskich – inne tereny Poj. Kaszubskiego. Wreszcie w liceum byłam uczennicą dr Marii Królikowskiej, teściowej Izabeli Trojanowskiej i „Bedeker kaszubski” obowiązywał wszystkich, działających w kole literackim. Aula w V LO w Oliwie była wypełniona uczniami, gdy przyjeżdżali Piepka i Ropel. Miałam więc tematy do rozmów z panem Stefanem.
Kiedy w mieście powstał lokalny „Nasz Tygodnik LĘBORK”, bywałam na spotkaniach autorskich i innych imprezach społeczno-kulturalnych także z dziennikarskiego obowiązku.
1 września 1996 r. pan Stefan zabrał mnie do Nowej Cerkwi na obchody 57 rocznicy szarży ułanów pod Krojantami. Towarzysząc mu, poznawałam jego kolegów. Tę patriotyczną wycieczkę zorganizował wspólnie z Brunonem Kwidzińskim, o czym relacja w nr 37 NT.
Jesienią 1996 r. w NT ukazywały się moje „Spotkania ze Stefanem Fikusem”: poetą, prozaikiem, rysownikiem, dziennikarzem. Każdy materiał był wynikiem wielogodzinnych rozmów z panem Stefanem w jego domu, a nie miałam wtedy dyktafonu i robiłam odręczne notatki, by wieczorem przepisać je na maszynie. Pan Stefan potem czytał maszynopis i jeszcze robiliśmy różne dopiski. Zaczęłam od biografii, bo życie pana Stefana to materiał na niezły serial. Pierwsze próby literackie datował na czas szkolny, gdy opatrywał swoje rysunki szerokim opisami, ale pierwszą poważniejszą pracą 23-letniego jeńca wojennego była sztuka „Wieczór Wigilijny w Schlepkow” z 1943 r. Prowadził też wtedy pamiętnik, a pisał go w dwóch egzemplarzach w obawie przed rewizją i konfiskatą. Pierwszą powieść „Nad przepaścią” zaczął pisać w 1944, ale poprzestał na 300 stronach. „Szkoda, bo wszystkie prawie zdarzenia tyczyły Pomorza, gdzie szczególnie ludzie cierpieli niewinnie i często ginęli nie za swoją sprawę” – powiedział.
Powieść „Przygody młodego Skowrona”, która dopiero w ub. roku została wydana pt. „Dola młodego Skowrona”, ukończył w 1962, a oparł ją na własnych przeżyciach z lat 1920-45, jak mi powiedział, gdy pisałam o nim jako o prozaiku i na wydarzeniach z życia przyjaciela. Był nim Władysław Słowi. Na czwartkowe spotkanie przybyła jego rodzina, bo zarówno autor, jak jego literacki bohater nie dożyli wydania powieści.
Każdy mój artykuł z tamtej serii jest obszerny, a pisany nonparelem, czyli drobnym makiem. Dzisiaj by to w popularnym lokalnym tygodniku nie przeszło. Także zamieszczenie sporego fragmentu z maszynopisu opowiadania „Miłość nie liczy się z przeszkodami”. Wybrałam to opowiadanie z uwagi na jego wymowę patriotyczną z myślą o moich uczniach. Nie ma możliwości, by przedstawić tu wszystkie moje rozmowy z pisarzem, a już na pewno wszystkich jego poczynań artystycznych, bo to temat na potężną biografię. Już jak patrzyłam na góry teczek z maszynopisami, poukładane jedna na drugiej od podłogi po sufit w kilku stosach, zakrywających całą jedną ścianę, to szczęka mi opadła z podziwu, mówiąc kolokwialnie. Zaraz mi się kojarzył Kraszewski, autor ponad 600 tomów różnych utworów, figurujący do 1996 r. w księdze Guinnessa jako najpłodniejszy prozaik świata. Myślę, że Fikus prawie mu dorównuje. Gdy któregoś dnia weszłam do mieszkania pana Stefana i od razu zdziwiła mnie goła ściana, wyjaśnił, że już się nie martwi o swoje maszynopisy, bo przekazał je do muzeum kaszubszczyzny w Wejherowie i jak będę czegoś szukała do swojej pracy, to mam się tam wyprawić.
Spotykałam pana Stefana w Lęborskim Bractwie Historycznym, na zebrania którego przez kilka lat chodziłam i o nich dawałam do tygodnika relacje.
Pan Stefan był także częstym gościem w Klubie Nauczyciela na spotkaniach naszego koła literackiego. Dostał I nagrodę za pamiętnik w konkursie na wspomnienia o dawnym i nowszym Lęborku, jaki prezes sekcji literackiej Irena Pajewska, polonistka prowadziła przez parę lat. Nb. raz dostałam III nagrodę za wspomnienia o lęborskiej prasie. Ja gratulowałam panu Stefanowi, a on mnie z tym swoim dobrodusznym półuśmiechem, bo dobry był z niego człowiek, a tylko krytyczny wobec wszelkich niegodziwości i niesprawiedliwości.
Tekst i fot. Iw. Ptasińska