3 sierpnia grupa turystów wypoczywających w Łebie, zobaczyła pół przytomną dziewczynę, leżącą na ławeczce na ul. Brzozowej. Kiedy wezwali karetkę pogotowia, musieli na nią czekać ponad 35 minut. Gdyby nie ich działania i pomoc dyspozytorki z lęborskiego szpitala, na pomoc mogłoby być już za późno.
– Jestem obecnie wczasowiczem w Łebie i spotkałem się w sobotę z dość skandalicznym zachowaniem ze strony służby zdrowia – pisze nasz czytelnik (dane do wiadomości redakcji). – Idąc ul. Brzozową zobaczyliśmy pół-przytomną dziewczynę leżącą na ławce. Podeszliśmy do niej. Kontakt słowny był utrudniony, a właściwie prawie go nie było. Dziewczyna była tak rozgrzana, że wydawała się parzyć. Oddech miała nierówny. Natychmiast wykręciłem numer alarmowy i zostałem połączony z Gdańskiem, który skierował mnie do pogotowia w Lęborku.
Kiedy czytelnik rozmawiał z dyspozytorką lęborskiego pogotowia, dziewczyna przestała oddychać. Potrzebna była pilna pomoc. Mężczyźni sami wykonali resuscytację, w czym pomogła im dyspozytorka, która wyjaśniła, jak należy ją zrobić.
Resuscytacja pomogła, ale dziewczyna nadal była nieprzytomna. Nie było z nią żadnego kontaktu, nie mogła ścisnąć ręki, a po otwarciu powiek gałki oczne odlatywały w różną stronę.
– Po 15 minutach ponownie zadzwoniłem na pogotowie z pytaniem "gdzie jest karetka?" ponieważ dziewczyna znowu zaczęła nierówno oddychać – informuje nasz czytelnik. – Przenieśliśmy ją do hotelu, gdzie pomieszczenie było klimatyzowane – zgodnie z sugestią dyspozytorki. Po 30 minutach od pierwszego telefonu moje zdenerwowanie sięgnęło zenitu. Dziewczyna dosłownie gasła w rękach, a karetki nadal nie było.
– Po kilku minutach ponownie zadzwoniono na numer alarmowy. Na pytanie gdzie jest karetka, otrzymano informacje, że trzeba czekać, bo pojechała ona wcześniej z pacjentem z Łeby do Lęborka.
Szanowna Redakcjo, osobiście pracuję w szpitalu w innym województwie i czegoś takiego jeszcze nie widziałem. 35 minut jechać do pacjenta, który właściwie umiera? – dodaje czytelnik. – Ta dziewczyna miała 18 lat i nie wiemy czy to przeżyła. Przecież w Łebie, w tym okresie, jest naprawdę mnóstwo ludzi. Jak można pozwolić, żeby nie zapewnić im szybkim i fachowej opieki medycznej.
Skierowałem więc zapytanie do lęborskiego szpitala, dlaczego doszło do takiej sytuacji. Gdzie była karetka i dlaczego trzeba było na nią czekać tyle czasu?
– SPS ZOZ w Lęborku jest dysponentem zespołów ratownictwa medycznego zgodnej z planem działania systemu Państwowego Systemu Ratownictwa – informuje lek. Damian Sendrowski, Naczelny Lekarz SPSZOZ w Lęborku. – 3 sierpnia 2014 roku było 37 wyjazdów zespołów ratownictwa medycznego, w tym 18 karetki P2 stacjonującej w okresie sezonu letniego w Łebie. W okresie opisywanego wydarzenia karetka stacjonująca w Łebie udzielała pomocy i transportowała innego pacjenta. Czas dojazdu na drodze Łeba-Lębork i Lębork-Łeba zespołu ratownictwa medycznego z użyciem pojazdu uprzywilejowanego wynosił w tym dniu około 20-25 minut, co wynika z istniejącej niedostatecznej infrastruktury drogowej oraz olbrzymiej ilości samochodów w okresie sezonu letniego.
Damian Sendrowski wskazuje również, że należy wyróżnić postępowanie dyspozytorki Zespołu Ratownictwa Medycznego, która udzieliła profesjonalnego wsparcia telefonicznego.
Co można zmienić, by w przyszłości nie dochodziło do podobnej sytuacji?
– SPS ZOZ w Lęborku posiada zaplecze kadrowe i sprzętowe umożliwiające zwiększenie ilości zespołów ratownictwa medycznego w opisywanym rejonie, jednak musiałaby nastąpić zmiany planu działania systemu Państwowe Ratownictwo Medyczne i przeznaczenia dodatkowych środków finansowych – dodaje lekarz Damian Sandrowski.
Adam Reszka