Barbara Sikora z Maszewa mogłaby przewodzić klubowi pozytywnie zakręconych, gdyby taki w lęborskim powiecie powstał. Należy bowiem do ludzi z pasją; do tych, których w szczególny sposób cieszy zieleń, ogrodnictwo, ekologia i wiele jeszcze dziedzin, mających na względzie życie człowieka w otoczeniu pięknej natury. Do kierowania z kolei ma dryg i zdolności przywódcze; przez wiele lat dyrektorowała PGR-owi w Ostrym Bardzie, wtedy w woj. koszalińskim.

Miłośniczką ogrodów była od dziecka, ale dopiero, gdy zamieniła miasto (pochodzi z Nakła) na wieś, mogła zacząć myśleć o realizacji swoich marzeń. Gdy zaś nabyła kawałek ziemi w Maszewie, to umiłowanie przyrody połączyła z działaniem i w 1986 r. zaczęła tworzyć dzieło swego życia: park w stylu angielskim. Sukcesywnie wypełniała go roślinami, najchętniej swojskimi, jak różne gatunki krzewów, drzew liściastych i iglastych. Rosną więc tu modrzewie, odmiany sosen, nawet kosodrzewina i wejmutka, świerków. Aktualnie wspaniale kwitną kaliny. Od świtu urodę drzew podnosi ptasi koncert, bo schronienie tu mają szpaki, kosy, rudziki, jemiołuszki, sikorki, pliszki, jaskółki, dzięcioły, a nawet zadomowiły się tu kruki.
Zanim z ogrodu zrobił się nieomal las, a roślinki rosły niewielkie, niektóre dopiero co posadzone, już w 1989 r. wojewoda słupski przyznał Barbarze Sikorze „Złotą wiechę” za rozwijanie gospodarstwa i dbanie o ekologię.
– Ogród był wtedy w powijakach, roślin jeszcze mało, ale zakładałam co sezon inną kwaterę, a prawie codziennie coś dosadzałam i dosiewałam – wspomina pani Barbara. – Władze po prostu doceniły, że wzięliśmy spory kredyt, żeby zagospodarować puste pole i okazało się to możliwe. Rozwijaliśmy się od niczego, można powiedzieć. Sukcesywnie dokupowałam i nadal dokupuję różne sadzonki. Często trzeba było z niektórych roślin zrezygnować, bo marniały i w to miejsce wprowadzać inne. Obserwuję cały czas zmiany klimatu. Widać, jak jedne gatunki wypierają drugie. Niektóre rośliny nagle zaczęły rozwijać się bujniej, a innym ten zmienny klimat nie służy. Na przykład tym holenderskim, takim modnym od kilkunastu lat.
W tym roku zmarzło sześć stajroketów wysokich na ok. 5 metrów wzdłuż alejki wjazdowej. To efekt nagłego oziębienia w kwietniu. Pani Barbara liczy, że da się je odratować.
– Nie ma to jednak, jak polskie rośliny, wyhodowane w polskich szkółkach i ogrodach – uważa. – Te rosną na potęgę. Mieszkałam na gołym polu, a teraz mieszkam w lesie. Gdybym go u siebie nie miałam, byłabym w rozpaczy, bo las, z którym graniczyła moja posesja i który tak cieszył oko, gdy się z domu wyszło, od kilku lat jest wycinany i zostały z niego tylko marne chaszcze.
Tuż za płotem posesji Sikorów rośnie rozłożysty dąb. W jego dziupli mieszka sowa. Jeśli będą próbować i jego ściąć, pani Barbara zapewnia, że przykuje się doń łańcuchami.
– Irytuje mnie widok wycinanych drzew i ciężarówek wywożących drewno, zgroza – powtarza. – Teraz widzę, że gdybym nie mieszkała w swoim lesie, mieszkałabym na pustkowiu.
Zwierzęta, które buszowały w lesie za ogrodzeniem, teraz przychodzą do jej parku: dziki, sarny, daniele, kuny, jeże.
Ogrodniczka-hobbistka sadzi również kwiaty i ozdobne krzewy. W zacisznych miejscach udało się jej wyhodować piękne rododendrony, które w tym roku wyjątkowo bogato rozkwitły. Z rzadkich gatunków również kwiatami obsypała się magnolia i wiciokrzewy. Mimo że pani Barbara ma dużo pracy z utrzymaniem wszystkiego w należytym porządku, jeszcze założyła warzywniak, żeby mieć dla rodziny ekologiczne uprawy. Obok rośnie kilka drzew owocowych, z których najlepiej udały się jabłonie.
Ogród zdobią dodatkowo oczka wodne, strumyki i małe kaskady. Te robił i cały czas utrzymuje w dobrym stanie mąż pani Barbary.
– Jest bardzo pracowity i pomagam mi bez marudzenia.
W 2000 r. Sikorowie dostali za ogród kilka pierwszych nagród od gminnych poprzez powiatowe po nagrodę wojewódzką z pucharem włącznie. Oprócz tego w różnym czasie otrzymali sporo dyplomów i nagród rzeczowych, jak narzędzia ogrodnicze, ozdoby ogrodowe, ogrodowe mebelki i inne. Także sadzonki roślin.
Dzień pracy pani Barbary trwa od rana do popołudnia. Potem tonie w książkach, bo mimo swoich lat (jest na emeryturze), ciągle poszerza wiedzę w różnych kierunkach, również korzystając z Internetu. Poza przyrodą interesują ją tajemnice ludzkiego ciała, a także zabytki i inne kraje.
– Dużo podróżowałam, ale wiem, że nie jestem w stanie zwiedzić całego świata, a Internet daje mi tę szansę – dodaje na koniec.
Kiedyś Barbara Sikora zapraszała do swojego ogrodu chętnych, szczególnie młodzież szkolną. Teraz robi to sporadycznie, ale nadal jest otwarta i gościnna.
Tekst i fot. Iw.Ptasińska