Koniec października w Lęborku to czas, gdy miasto zaczyna pulsować dwoma rytmami. W jednych domach królują dynie, przebrania i dzieci biegające po klatkach z okrzykiem „cukierek albo psikus!”, w innych — spokojne przygotowania do wizyty na cmentarzu i wspomnienia o tych, którzy odeszli.
Choć oba dni dzieli zaledwie jedna noc, ich znaczenie i sposób obchodzenia pokazują, jak różnie potrafimy przeżywać ten sam czas.
Od kilku lat Halloween zdobywa w Lęborku jak i również w całym kraju, coraz większą popularność. Sklepy, pełne są dyni, masek i słodyczy, na mieście organizowane są bale przebierańców, a media społecznościowe kipią od zdjęć w upiornym klimacie. Dla jednych jednak to tylko niewinna zabawa, dla innych – niepokojący znak zanikania tradycji.
Z kolei 1 listopada pozostaje dla wielu lęborczan dniem wyjątkowym. To dzień głęboko zakorzeniony w polskiej tradycji. Odwiedzamy cmentarze, wspominamy zmarłych, palimy znicze i spotykamy się z rodziną. To chwila zadumy i refleksji. Dla wielu mieszkańców to nie tylko obowiązek, ale też moment zatrzymania się w codziennym pośpiechu.
Coraz częściej słychać również głosy, że jedno nie musi wykluczać drugiego. Są mieszkańcy, którzy twierdzą, że można wieczorem bawić się z dziećmi w duchy i zbierać cukierki, a następnego dnia w ciszy zapalić znicz na grobie dziadków.


 
			

 
                               
 
		 
		 
		 
		
 
		 
		 
		 
		 
		 
		 
		 
		 
		 
		 
		