Pochodzący z Lęborka Mateusz Pawlik w minioną sobotę, 18 października, pokonał w trzech rundach doświadczonego Matúša Juráčka w wadze półśredniej podczas gali XTB KSW 111 w czeskim Trzyńcu. W rozmowie z nami opowiedział o walce, Panu Bogu, spełnianiu marzeń i cechach, które decydują o zwycięstwie.
32-letni Mateusz Pawlik to dziś prawdziwa duma Lęborka – wojownik z charakterem, ambasador miasta i inspiracja dla młodych ludzi. Udowodnił, że pochodząc z małego miasta można sięgać po wielkie marzenia w zawodowym sporcie. W rozmowie z Mateuszem Borkiem, w pierwszych słowach po walce, którą kibice mogli oglądać w Canal+ Extra 2, przekazał serdeczne pozdrowienia dla kibiców ze swojego miasta. Do oktagonu wszedł z herbem z nazwą miasta na swoim ciele. Herb był także widoczny na spodenkach, koszulkach zawodnika oraz jego sztabu. Nie zabrakło też chusty 1. Lęborskiego Batalionu Zmechanizowanego, co podkreśla jego silne związki z rodzinnymi stronami i lokalną społecznością. Dzięki współpracy z Urzędem Miejskim w Lęborku herb coraz częściej pojawia się na sportowej mapie Polski i Europy. To promocja miasta, której nie da się przecenić – łącząca pasję, sport i lokalną tożsamość.
Mateusz Pawlik pochodzi z Lęborka, a na zawodową drogę przez świat MMA wszedł w 2018 roku. Łącznie stoczył dziewięć pojedynków, z których siedem wygrał. Trzy razy zwyciężał przed czasem – dwa razy przez nokaut, a raz przez poddanie. W przeszłości rywalizował między innymi pod skrzydłami organizacji Armia Fight Night. Walczył również zawodowo w kickboxingu, gdzie stoczył dwa pojedynki i oba wygrał. Od tego roku walczy w federacji KSW. Mateusz na co dzień trenuje w klubie Mighty Bulls Gdynia i jest również żołnierzem zawodowym 1. Lęborskiego Batalionu Zmechanizowanego im. gen. Jerzego Jastrzębskiego.
Jak wyglądały ostatnie godziny przed walką?
– Miałem problemy ze swoją wagą, bo nie chciała zejść do limitu kategorii półśredniej, czyli 77 kg, Ostatecznie udało mi się ją zrobić dosłownie pięć minut przed zakończeniem ważenia. Przy całym procesie była obecna moja żona i kolega klubowy Kacper Formela. Dziękuję za pomoc im oraz Panu Bogu, bo bardzo Mu zaufałem i wierzyłem, że jestem w stanie to zrobić i to wykonałem. Miałem przy sobie obrazek „Jezu, ufam Tobie”.
Czy przeciwnik Pana zaskoczył? Czy zrealizował Pan założenia taktyczne nakreślone przez trenera?
– To był doświadczony zawodnik, bo miał dwa razy więcej stoczonych walk ode mnie. Ja zawodowo walczyłem dziewiąty raz, a on po raz osiemnasty. Jeśli chodzi o taktykę byłem przygotowany, miałem wraz ze swoim sztabem plan na tę walkę i wiedziałem, co mam robić w każdej z rund i tak się działo. Przeciwnik trochę mnie zaskoczył, bo był przygotowany na moją technikę i po pierwszej rundzie trener zmienił moją taktykę na tę walkę. To się sprawdziło, wykonałem to, co trener do mnie mówił w czasie przerwy między rundami. W trakcie walki byłem zagrożony, może to nie było bliskie nokdaunu, ale przewróciłem się w trzeciej rundzie, po postu nie utrzymałem równowagi po jednym z kopnięć. Niektórzy odebrali to jako nokdaun. Potem jeszcze przeciwnik próbował wymusić na mnie poddanie.
Jak podsumuje Pan swoją walkę? Co Pan z niej zapamiętał?
– Podczas walki byłem bardzo pewny siebie, swoich umiejętności i byłem przygotowany na każdą ewentualność. Tak, jak mówiłem w różnych wywiadach – ja chcę podczas walki cierpieć, a wtedy zwyciężę. Takie nastawienie daje mi bardzo dużo siły mentalnej. Pokonałem przeciwnika na dystansie trzech rund, na jego terenie. Tym bardziej mnie to cieszy. Może ta walka nie zakończyła się jakimś efektywnym nokautem czy poddaniem, ale walczyłem tak, jak mi przeciwnik na to pozwolił. Podczas walki zachowałem zimną krew, słuchałem się podpowiedzi trenera, byłem „tu i teraz”. Mam coraz większe doświadczenie, a tzw. „IQ zawodnika” też jest u mnie na coraz wyższym poziomie.
14 czerwca na gali XTB KSW 107 w Ergo Arenie w Gdańsku/Sopocie zadebiutował Pan w organizacji KSW pokonując przez TKO w trzeciej rundzie Wiktora Zalewskiego. Co się u Pana działo od tego czasu?
– Bardzo się cieszę, że mogę występować dla federacji KSW i podpisując kontrakt wiedziałem, że to nie będzie jedna walka tylko kilka walk. Po czerwcowej wygranej walce w Ergo Arenie nie miałem przerwy w treningach, nie było długiego świętowania z moimi bliskimi i znajomymi, tylko trenowałem i czekałem na kolejny cel, kolejną walkę, aby być przygotowanym i w dobrej dyspozycji. Jednej niedzieli zwróciłem się do Pana Boga o walkę, że chciałbym zawalczyć, bo już tego bardzo potrzebuję, i tak się stało, że w środę zadzwonili do mnie z federacji KSW z pytaniem czy chciałbym powalczyć w Czechach. Bardzo się cieszyłem z tej decyzji. To było dwa miesiące przed walką. Bardzo dziękuję Panu Bogu, że znalazł dla mnie ten cel i mogę się spełniać sportowo. To jest piękna chwila, gdy mogę włożyć wszystko w swoje przygotowania i wtedy nie mam żadnych obaw w trakcie walki, bo jestem dobrze przygotowany. Nie miałem żadnych kontuzji w takcie przygotowań i w trakcie walki, nie było przeciwności losu.
Dla wielu MMA to tylko agresja i brutalny sport. Czy mógłby Pan wskazać jego pozytywną stronę?
– Trzeba podkreślić, że podczas gal KSW przeciwnicy bardzo się szanują, jest dużo przybijania „piątek”, nie ma nienawiści. Tak było m.in. na mojej ostatniej walce. To mi się najbardziej podoba w tym sporcie. Każdy, kto wychodzi do oktagonu, zostawia tam swoje serce, poświecenia i wyrzeczenia. Każdego to bardzo dużo kosztuje. Dlatego ja bardzo szanuję wszystkich zawodników, którzy walczą w federacji, jaką jest KSW. Jest to najlepsza federacja w Europie, a na świecie wiadomo jest nią UFC.
Jakie są Pana plany na najbliższą przyszłość? Kiedy odbędzie się kolejna walka?
– Na co dzień jestem żołnierzem zawodowym 1. Lęborskiego Batalionu Zmechanizowanego im. gen. Jerzego Jastrzębskiego, więc muszę godzić służbę w wojsku z pasją, jaką jest MMA. Wszystko zależy od połączenia obowiązków żołnierza ze sportem. A kiedy następna walka? Na pewno mój menadżer w odpowiednim czasie dostanie taką informację z federacji i wtedy zacznę przygotowania. Będzie to w przyszłym roku. Zawodowi zawodnicy zazwyczaj walczą trzy razy w ciągu dwunastu miesięcy. Ja właśnie w 2025 roku stoczyłem trzy zwycięskie walki i ten rok już sportowo zakończyłem.
Jak Pan ocenia mijający rok w swoim wykonaniu?
– Z tego roku jestem bardzo zadowolony. Przede wszystkim pamiętajmy o tym, że jest to sport kontaktowy i przez to kontuzjogenny, bardzo łatwo o uraz. Może do tego dojść nie tylko podczas walk, ale też w trakcie przygotowań, podczas sparingów. Ale jeśli wyjdziemy z opresji podczas sparingów, to w walce na gali nie mamy już żadnych obaw przed przeciwnikiem. Ważne więc, że rok kończę bez kontuzji i jestem zdrowy. Chcę trenować, walczyć, poprawiać swoje słabe strony i dalej się rozwijać. Moje marzenie stało się faktem, a teraz chcę się dalej spełniać w tym, co tak mocno kocham – w sportach walki.
Co decyduje o zwycięstwie i sukcesie w takiej dyscyplinie, jaką są sporty walki?
– Tu można być bardzo dobrze wytrenowanym sportowo, fizycznie, technicznie i mentalnie, ale jak się nie ma charakteru, to się walki nie wygra. Było mnóstwo zawodników, którzy byli mocni fizycznie, kondycyjnie, ale nie mieli w sobie tego serca wojownika i przez to przegrywali walki. Decyduje psychika, mentalność i cechy charakteru. Tak jak w jednym z wywiadów mówił zawodnik MMA Michał Materla – możesz nie mieć techniki, kondycji, ale nigdy nie może ci zabraknąć charakteru. I ja właśnie idę tym charakterem zawsze do przodu i obojętnie co mnie w życiu i sporcie spotka, to zawsze nadrobię tym charakterem.
Dziękuję za rozmowę.
Wielka wygrana na gali KSW! Mateusz Pawlik z Lęborka zasypał rywala serią ciosów [WIDEO]
Mateusz Pawlik z Lęborka przed galą KSW 107: „Jeszcze nigdy w życiu nie byłem w tak dobrej formie” [WYWIAD]
Zdjęcia: UM w Lęborku / XTB KSW 111 / Wideo: Facebook / KSW