02/05/2024
Aktualności

Radosne spotkanie po 30 latach

Byli uczniowie obu klas maturalnych, tj. IV LE (Liceum Ekonomicznego) i IV LZ (Liceum Zawodowego) już nieistniejącego Zespołu Szkół Ekonomicznych w Lęborku, skrzyknęli się, by na koniec 2019 roku spotkać się na 30-lecie Matury. Piękna sprawa, jak się okazało.

reklama

Oczywiście z różnych przyczyn nie mogli się stawić wszyscy. Z kl. IV LZ, której byłam wychowawczynią, odliczyło się 11 dziewcząt. Mówię dziewcząt, bo dla mnie moje uczennice są ciągle dziewczętami. Zresztą wystarczy popatrzeć na zdjęcia: na dojrzałe panie wcale nie wyglądają. Są dla mnie tymi maturzystkami, które któregoś dnia zrobiły mi niespodziankę i na lekcję przyszły w jednakowych granatowych sweterkach, gdy była już moda na chodzenie, w czym się chciało. Potem już się tego trzymały, wiedząc, że tym mnie ujmą, bo pstrokacizny nie lubię. Który uczeń był w jakimś innym niż granat, biały, szary czy czerń kolorze, miał szansę na wyrwanie do odpowiedzi, bo wpadał mi z miejsca w oko. Dodam, że wtedy kupić tyle jednakowych sweterków, to nie była prosta sprawa. Jak one to zrobiły, nie pojmuję… Na otwarciu te sweterki żartobliwie wypomniała mi Ela Kobos.

Na miejsce spotkania wybrano Zamkową i działo się przez prawie siedem godzin od oficjalnego powitania nauczycieli białymi różami, przemowami i wspólnymi zdjęciami, poprzez snucie wspomnień, fotografowanie się w różnych konfiguracjach, wznoszenie toastów, konsumowaniem smakowitych dań obiadowych, kolacyjnych i deserów, po dyskotekowe tańce. Clou programu było krojenie tortu w kształcie dziennika lekcyjnego przez dyr. Bogdana Macholę i oglądanie prezentacji multimedialnej z załączeniem nagrania ze studniówki autorstwa Tomasza Tredera, brata Justyny Zielińskiej, b. uczennicy IV LE. Na spotkanie przyjechały b. uczennice także spoza Lęborka i okolic: ze Słupska, z Ustki, Kołobrzegu, Kościana k. Poznania, a nawet z zagranicy: z Niemiec, z Irlandii.

W naszej klasie było trzech chłopców: Tomek Makowiecki (który miał być, ale nie udało mu się przyjechać), Grzegorz Aleksiun (jest marynarzem i aktualnie na morzu) oraz Adam Aleksiejuk (skończył szkołę aktorską, ale nie pracuje w tym zawodzie).  Dziewczyn było ok. 30. Wiele osób z naszej klasy przebywa za granicą: w Stanach, Niemczech, Anglii – mówi Justyna Zielińska, współorganizatorka spotkania. –  Byliśmy bardzo zgraną klasą i spotykamy się regularnie od wielu lat. Po prostu naprawdę się lubimy! Wszyscy uważamy, że nasza szkoła, czyli ZSE to była wspaniała szkoła! Nauczyciele nas wspierali, byli nam życzliwi, pozwalając na samodzielność i kreatywność. Mogliśmy organizować autorskie imprezy, takie jak wybory Miss Szkoły na wesoło (tą Miss został Grześ Aleksiun), napad na pokój nauczycielski i kradzież dzienników, wizytę bogatego szejka, który kupił szkołę… itp. Oprócz nauki mieliśmy też dobrą zabawę.

Adam podczas rozpoczęcia powiedział, że chociaż miał nie mówić o polityce, to jest ona jednak genetycznie wpisana w nasze pokolenie. Zdawaliśmy wszak maturę  w 1989 – roku pierwszych wolnych wyborów i roku, w którym runął mur berliński. Nie mógł więc ominąć kontekstu politycznego. Powiedział, że szkoła dała mu solidne wykształcenie; dzięki prof. Szarej wie, że Goethe i Schiller to nie niemieccy sportowcy, dzięki prof. Godderis wie, co to C2H5OH, a  dzięki państwu Macholom, uczącym  historii  wie, że historii się nie pisze, tylko słucha i opowiada. Adam stwierdził jeszcze, że 30 lat temu nagle powiedzieliśmy sobie "Jesteśmy dorośli". Część z nas dorosła już wcześniej, a część nie dorosła do dziś.  Dzisiaj jesteśmy zupełnie innymi ludźmi. Podziękował wszystkim za to, że przyszli, a szczególnie podziękował nauczycielom. Kilka razy podkreślał, że trafił do takiego fantastycznego liceum. Moje wrażenia po spotkaniu – byłam zachwycona świetną atmosferą, życzliwością wszystkich, cudnym wspomnieniom nie było końca. Dobrze się razem bawiłyśmy. Były tańce i wspólne śpiewy. Stanowimy wyjątkową zgraną klasę i się lubimy. A naszej szkoły nie chcemy nigdy zapomnieć!

Podobnie oceniła imprezę Beata Czaja, klasowa koleżanka Justyny.

Wspaniali ludzie, miła atmosfera i świetna zabawa – stwierdziła Beata. Dla mnie osobiście był to "powrót do przeszłości" i okazja, aby spotkać się z profesorami i koleżankami (niektórymi po 30 latach). Wspomnieniom nie było końca. Wspominaliśmy maturę, szkolne wycieczki, wyjazdy na wykopki. Wspaniałą niespodziankę przygotowała dla nas koleżanka Justyna – pokaz szkolnych zdjęć oraz filmiku ze studniówki w 1989 roku. Bardzo dziękuję organizatorom za przygotowanie tego spotkania.

Na spotkaniu miałam okazję porozmawiać z kilkoma dziewczętami, które siedziały obok lub vis a vis i byłam zaskoczona ich różnymi przejściami życiowymi i sporym bagażem doświadczeń różnego rodzaju. To materiał na niezłe opowieści. Ala Lis, już w czasach licealnych „szalona” (w tym dobrym znaczeniu tego słowa), pełna pomysłów na życie okazała się wspaniałą kobietą, ale bez predylekcji do macierzyństwa i choć zaakceptowała przyjście na świat swoich dzieci, nie była nieszczęśliwa, że jak tylko podorastały, wyfrunęły z gniazda.

– Myślę sobie, że predyspozycji wielkich na matkę nie mam – wyznaje. – Ale moje koleżanki są prawdziwymi matkami Polkami. Kilka z nich ma po troje, czworo dzieci, niektóre są już babciami. Nagle się o tym dowiadujesz, więc miło jest po tak długim czasie ucieszyć się zaskoczeniem sobą i niespodziewanie poznać różnorakie drogi, jakimi po maturze koleżanki poszły. Dobrze, że spotkałyśmy się, bo trzeba dbać o swoją przeszłość.

Ala przyleciała z Niemiec ze swoim przyjacielem. Wydawało mi się, że czuł się nieco skrępowany tak licznym babskim gronem, ale zapewnił elegancko, że miło mu „towarzyszyć Ali na tym spotkaniu”.

 Mirka z d. Pawelczyk, którą w swoich wspomnieniach kojarzyłam z piękną, zawsze z ujmującym uśmiechem wysoką dziewczyną o długich blond włosach, okazała się koleżanką po fachu; no niezupełnie, bo uczy matematyki i informatyki w Zespole Szkół Specjalnych w Kościanie. Notabene wiele moich uczennic (także z tej klasy) i uczniów jest nauczycielami, nie wiem dlaczego, bo ja nigdy nie zachęcałam do podjęcia tego trudnego i nie zawsze wdzięcznego zawodu.

– W takim gronie spotkałyśmy się po raz pierwszy. Przynajmniej ja – wyznała mi Mirka. – Na wejściu zaskoczyły mnie dwie rzeczy: pierwsza to, że moja wychowawczyni nie zmieniła się wcale (co jest miłym komplementem, ale nieprawdą, bo oglądając film ze studniówki aż mnie zamurowało, mówiąc kolokwialnie, gdy zobaczyłam, jaka wtedy byłam szczupła), a druga, że te trzydzieści lat nie dotknęły nas w żaden sposób (i z tym się zgadzam). Jesteśmy nie tylko młode duchem. Wiele z nas po ciężkich przejściach, ale nadal z głowami pełnymi marzeń. Ala przyleciała z Aachen, a Marzena aż z Irlandii. Trochę mi więc smutno, że Kraków i Zamość okazały się za daleko. Może uda się im przyjechać następnym razem, bo postanowiłyśmy spotykać się częściej.

W przysłanym mi przed paroma dniami e-mailu zapewniła mnie, że to „sobotnie grudniowe popołudnie było wyjątkowym dniem dla nich, absolwentów ekonomika.” Mirka pisze: „ Liceum było dla nas ważnym okresem przygotowań do życia oraz rozwoju osobowości. Zdobyta tu wiedza pozwoliła większości z powodzeniem kontynuować edukację. […]  Podczas koleżeńskiego zjazdu wracano pamięcią do dawnych lat. Wspominano pedagogów, kolegów z klasy, zabawne zdarzenia i epizody. Uczestnicy spotkania, przywołując wspomnienia podkreślali, jak bardzo cieszą się z tego, że znów mogli spotkać się w dawnym gronie.

Ostatnie chwile spędziliśmy na rozmowach z wychowawcami. Tu zwierzenia były bardziej spontaniczne i nawet dość intymne.

Dla mnie było to pierwsze spotkanie, tym bardziej jestem wdzięczna za zaproszenie i dziękuję, dziękuję wszystkim obecnym, że wszyscy mnie pamiętali. Ja, przyznam, miałam z tym pewien problem.

Jeszcze raz dziękuję i mam nadzieję, że następnym razem spotkamy się w tym samym albo nawet szerszym gronie. […] Podobno już umówiono się na kolejne spotkanie za jakiś czas.

Tekst Iw. Ptasińska
Fot. Barbara Remus, Mirosława Stanisławiak, Tomasz Treder

reklama

reklama