Jak piękna jest Polska, poznajemy na wycieczkach po kraju. Oczywiście najwięcej wiedzy o niej, jej historii, ważnych ludzi, zabytkach zyskamy dzięki tym, którzy znają lepiej dany region i jego miejscowości niż przeciętny obywatel, szczególnie, jeśli nie ma zbyt wielu informacji o miejscach, do których się wybiera. Ale nawet wtedy, jeśli ma ich sporo, raczej nie dorówna przewodnikowi turystycznemu. To dlatego, że przewodnicy ciągle szukają ciekawostek i informacji, wzbogacających ich repertuar przewodnicki. Służą temu zloty, organizowane w danym mieście dla kolegów z całego kraju.
Jednym z tegorocznych spotkań był IV Wielkopolski Złaz Przewodników Turystycznych PTTK pt. „Uroki ziemi kaliskiej”, zorganizowany w miniony weekend, tj. 7-8.10.2017 r. przez Wielkopolski Samorząd Przewodników Turystycznych PTTK i Kaliskie Koło Przewodników Miejskich i Terenowych PTTK im. Adama Chodyńskiego. Wzięło w nim udział 44 przewodników, w tym 10 z Poznania, po 5 – z Koszalina, Gdyni, Gdańska i Lęborka, a poza tym z Ostrowa Wlkp., Pelplina, Chełma, Kruszwicy, Brześcia Kujawskiego, Częstochowy, Miłobądza, a nawet z Kościeliska k. Zakopanego oraz – oczywiście – z Kalisza.
Przez dwa dni Andrzej Matysiak, prezes Koła Przewodników PTTK w Kaliszu, zawoził i zaprowadzał koleżanki i kolegów w miejsca nie wszystkim przewodnikom znane, szczególnie tym, którzy zawitali tu po raz pierwszy. Przy tym sypał jak z przysłowiowego rękawa szczegółami, ciekawostkami anegdotami tak interesującymi, że wydało mi się to naprawdę warte zainteresowania tym innych. Zwiedzaliśmy południową część ziemi kaliskiej: to, co jest nieznane oraz to, co jest znane Polakom i cudzoziemcom.
Największe wrażenie zrobiło na mnie pięć punktów z bogatego programu zlotu: muzeum Mariana Falskiego w Kuźnicy Grabowskiej, kościół w dawnym opactwie sióstr cysterek w Ołoboku, kościółek w Zborowie i cudowne wydarzenie, jakie w tej wsi miało miejsce, Muzeum Marii Dąbrowskiej w Russowie oraz rzeźby Pawła Brylińskiego, XIX-wiecznego niepospolitego artysty ludowego.
Krzyże przydrożne – te na polach, w lasach, przy kościołach, jak z Chrystusem Frasobliwym w Gostyczynie, jedne z najpiękniejszych elementów folkloru nie tylko tych okolic, ale w ogóle Polski – przyciągają również turystów z zagranicy. Na tych terenach te głównie autorstwa Brylińskiego, zaskakujące kunsztem snycerskim, jak 10-metrowy krzyż z jednego kawałka drzewa w Kani (m.in. pomnik przyrody) czy kolorowe przy kościele w Grabowie nad Prosną i w Mikstacie przy kościele pw. św. Trójcy z 1858 r..
– Jego krzyże zobaczyć można w sześciu powiatach – mówi kol. Matysiak. – Niektóre nadal stoją na świeżym powietrzu, inne już w muzeach etnograficznych.
Po klasztorze w Ołoboku nie ma śladu, został rozebrany pod koniec XIX w., po likwidacji klasztorów w zaborze pruskim w latach 30. tegoż wieku, ale zachował się piękny kościół pocysterski z przełomu XV i XVI w. w stylu gotyckim, przebudowany wiek później wedle założeń barokowych z wyposażeniem rokokowym z XVIII w. To, że służył zakonnicom, poświadcza efektowna krata, ale nie w kratkę, na emporze chórowej, wyjątkowo ogromnej, bo zbudowanej dla sióstr, które stąd słuchały Mszy św., podobnie ozdobną obudowany tron ksieni, figury cysterskich świętych w ołtarzu prezbiterium i okienko w murze zakratowane, dla wysłuchiwania spowiedzi sióstr, klęczących po drugiej stronie ściany w przylegającej do kościoła kaplicy. Na lewej ścianie nawy wisi krzyż z XII wieku, jeden z trzech najstarszych w Europie. Kol. Andrzej wraz z ks. prałatem dr Tomaszem Lenczewskim, proboszczem ołobockim, snuli ciekawe opowieści o gospodarnych siostrach, które w 1213 r. tu przybyły z klasztoru w Trzebnicy, i które pokazały najwyższego lotu lekcję gospodarowania na wsi, bogacąc przy tym klasztor i okolicę. Niektóre z tych ciekawostek nie nadają się do rozpropagowania, ale tych ks. proboszcz oczywiście nie opowiedział. Siostry dysponowały znacznym majątkiem, gdyż nowicjuszki pochodziły z zamożnych rodów i wnosiły pokaźne wiano. Dzięki zasobności siostry prowadziły nie tylko szkołę dla panien z dobrych domów, ale i szkołę na wsi, mając za uczniów także chłopców. Sukcesywnie wzbogacały potężną bibliotekę, co świadczyło o ich poziomie wiedzy. W XVII w. zadomowiła się tutaj Maria Kunitz z klasztoru w Świdnicy, astronom, zwana Śląską Ateną, która m.in. poprawiła błędy w tablicach astronomicznych Keplera.
W Ołoboku na cmentarzu zobaczyliśmy niezwykły kościółek drewniany, wzniesiony przez siostry w 1421 r. dla chłopstwa z wsi klasztornej, najstarszy w Wielkopolsce. Ponadto postawiony tam przy płocie jedyny krzyż z tablicą, upamiętniający miejsce spoczynku Pawła Brylińskiego, który jako samobójca nie mógł być inaczej pochowany.
Muzeum Mariana Falskiego w Kuźnicy Grabowskiej wypełniają wszystkie elementarze, jakie zostały wydane po wieloletnich badaniach i pracach z uczniami.
– Szukamy elementarza z najsławniejszym zdaniem "Ala ma kota" – zachęcił przewodnik kaliski i znaleziono je w egzemplarzu z 1947 r.
Jest tam też zrekonstruowana klasa, podobna do tej mojej w Szkole Podstawowej nr 14 w Gdyni, gdzie elementarz Falskiego był w obiegu i jeszcze potem długo, i w której to szkole stosowano zasadę uczenia dzieci czytania i pisania kaligraficznie od siódmego roku życia. To Falski udowodnił, że właśnie w tym wieku należy rozpoczynać tę trudną naukę, jeśli dzieci nie miałyby się w przyszłości jąkać, zacinać i z trudem sylabizować. Są tu zgromadzone wszystkie elementarze, także inne nieco dla dzieci wiejskich, bo inż. Falski udowadniał, że dzieci powinny najpierw czytać słowa proste i znane im z otoczenia. Ostatni elementarz zaprojektował w 1968, ale wydany był jeszcze w 1975 r. Wg najnowszych badań stwierdza się, iż najgorszą rzeczą było zrezygnowanie z „Elementarza” Falskiego. Ciekawe, że Chińczycy poprosili go jako eksperta trafnej i słusznej metody, by pomógł im te zasady wprowadzić w ich szkolnictwie początkowym.
Zborów koło Żelazkowa słynie dzięki cudowi przywrócenia życia chłopcu, który padł ofiarą okrutnej zabawy w sąd i egzekucję. Historia matki, błagającej Panią Jasnogórską o ożywienie jedynaka, jest opisana w księdze „Łask i cudów” i wymalowana na sklepieniu bazyliki częstochowskiej w 1695 r. Drewniany kościół z XVIII w. pw. św. Michała Archanioła jest pięknym zabytkiem dzięki swoim trzem barokowym rzeźbionym w drewnie i polichromowanym ołtarzom.
Rarytasem wśród zlotowych atrakcji było dla mnie Muzeum Marii Dąbrowskiej w Russowie. Dwór urządzony jest meblami i innymi sprzętami z epoki i aż żal, że nie jest to wyposażenie dworku Szumskich, rodziców pisarki. Natomiast jest pokoik wypełniony meblami z mieszkania warszawskiego autorki „Nocy i dni”. Organizuje się tu spotkania „Niedziela u Niechciców” w ostatnie niedziele lipca. Kol. Andrzej i tutaj popisał się rewelacyjną znajomością tematu: życia pisarki, treści „Nocy i dni” i wszystkiego wokół filmu Antczaka. Elżbieta Siarkiewicz, jego koleżanka z koła kaliskich przewodników, zagrała słynny walc Waldemara Kazaneckiego, który zaraz po pierwszej projekcji filmu stał się jako Walc Barbary standardem muzycznym, a ze słowami Agnieszki Osieckiej przebojem pt. „Od nocy do nocy” w repertuarze Haliny Kunickiej.
Udany był spacer po ogromnym parku otaczającym dwór russowski z zabudowaniami dworskim i wiejskimi z epoki, po prostu skansen, bardzo bogato wyposażony. Uroku dodawały poprzewalane i połamane przez ostatnie huragany drzewa.
Inną ważną postacią rozsławiającą ziemię kaliską jest ks. Wacław Bliziński, proboszcz z Liskowa, działacz społeczny słynący niepospolitą energią i charyzmą, przyjaciel papieża Piusa XI, senator i Bóg wie, czym tam jeszcze nie był, tak był mądry, aktywny i pomocny ludziom. Można rzec: olbrzym i człowiek orkiestra.
Z ciekawostek o ludziach na ziemi kaliskiej zabawne było zestawienie przez naszego przewodnika mieszkańców terenów pod zaborem rosyjskim z tymi zza kordonu, z zaboru pruskiego, czyli bażantów – elegantów z Prus i hazjai – mizeraków z Rosji, bo ci pierwsi mieli domy z cegły, kryte dachówką, z izbami z podłogami i stać ich było na kształcenie dzieci, a ci drudzy – chałupy drewniane z polepą wewnątrz. Określenia te do dziś funkcjonują w rodzinach i towarzystwie. W zaborze pruskim kolej działała od 1890 r., a do Kalisza doprowadzono linię kolejową w 1902 i tylko dlatego tak szybko, bo car dostał za zgodę na tę inwestycję łapówkę.
Nie mniej zabawnie opowiadał kol. Andrzej o przemytnikach, działających w Grabowie, mieście z 700-letnią tradycją i okolicy, gdzie kontrabanda kwitła, bo z niej się tam żyło. Z Prus szedł towar przemysłowy, techniczny, z Rosji – żywność. Np. tak podkuwano konie, by ślady na drodze czy na brzegu Prosny, rzeki granicznej odbijały się tak, jakby konie pokonywały drogę tylko w jednym kierunku, a przecież końmi wracano.
Na kwadrans zawitaliśmy do Antonina, związanego z Szopenem, bo Radziwiłłowie gościli go tutaj, gdy bywał u swojej matki chrzestnej, Anny Skarbek w Strzyżewie. 17-letni artysta był tu po raz pierwszy w 1827 r., gdy piękna córka księcia Antoniego, Eliza, zakochana z wzajemnością w następcy tronu pruskiego, późniejszym cesarzu Wilhelmie II, przeżywała rozstanie z nim z powodów dynastycznych. Ona nigdy nie wyszła za mąż, cesarz miał do końca życia jej portret na biurku. Szopen komponował specjalnie dla niej, a ona naszkicowała dwa jego portrety. Drugi pobyt datuje się dwa lata później. Oba pobyty wielkiego kompozytora są udokumentowane, a na tę pamiątkę odbywają się tu koncerty na Międzynarodowym Festiwalu „Chopin w barwach jesieni”.
Pałacyk myśliwski księcia Antoniego Radziwiłła jest właśnie restaurowany, a w dodatku wewnątrz odbywało się wesele i wstęp był niemożliwy.
Przykre wrażenie zrobił na mnie Koniec Świata, ale nie tyle, że w tej wsi stoi jedno zabudowanie, ile że tablica z nazwą miejscowości jest w tak smętnym stanie, iż uśmiech pozujących pod nią kolegów raczej jest wymuszony. Jednak każdy chce mieć zdjęcie z tą tablicą z nazwą „Koniec Świata” w tle.
Drugie przykre wrażenie robi stacja kolejowa w Nowych Skalmierzycach, gdzie przebiegała granica między zaborami. Ta perełka neogotycka z pocz. XX w., czyli największy dworzec kolejowy z tego okresu od Petersburga do Berlina, w dodatku miejsce historyczne z racji odbytego tu spotkania cesarza Wilhelma II z kuzynem carem Mikołajem II, czeka na remont. Dworzec ma odzyskać swój pierwotny blask po przeprowadzonym remoncie w latach 2018-2020.
Dodatkowo zobaczyliśmy pomnik Jana Mertki w Boczkowie – pierwszej ofiary Powstania Wielkopolskiego, który zginął 27 grudnia 1918 roku o godz. 11.30. Jak informuje tablica na pomniku, Jan Mertka był żołnierzem I Batalionu Pogranicznego Poznańskiego w Szczypiornie.
Kalisz poznawaliśmy w Muzeum Okręgowym Ziemi Kaliskiej: od strony historycznej, poczynając od pradziejów: Kalisii Ptolemeusza na szlaku bursztynowym i Kalisza Piastów lokacji z 1233 r. aż po spalenie miasta w I wojnie światowej i wydarzenia II wojny światowej. Wśród licznych zabytków: płyta nagrobna Mieszka III Starego, makiety grodziska na Zawodziu i miasta lokacyjnego XIII-XVIII w.
Z tymi kolegami, którzy przyjechali wcześniej i tymi, którzy zostali pół dnia dłużej po zamknięciu zlotu odbyto spacer po Kaliszu, zwiedzając takie miejsca, jak rezerwat archeologiczny na Zawodziu (początki państwa polskiego), kościół św. Józefa (obraz św. Rodziny, kaplica księży z Dachau), katedra kaliska z obrazem Rubensa i kaplicą pod orłami, punkt widokowy miasta – wejście na wieżę Ratusza, by podziwiać układ przestrzenny miasta Kalisza. Zapoznano się z historią miasta i osób z nim związanych: Marią Dąbrowską, Marią Konopnicką, Adamem Asnykiem, Stefanem Szolc-Rogozińskim, Józefem Piłsudskim, Stanisławem Wojciechowskim.
Nie sposób przekazać pokrótce wszystkiego, co zlotowcy mieli okazję zobaczyć, usłyszeć, poznać. Koniecznie trzeba się tam wybrać i o oprowadzenie poprosić kol. Andrzeja Matysiaka, a wtedy zwiedzanie ważnych miejsc tej ziemi będzie miało swój wymiar poznawczy. Można też pojechać z przewodnikami ze swoich miast, bo z pewnością poszerzają swoją wiedzę na takich wycieczkach i mogą dalej się nią dzielić z turystami. Po to m.in. organizowane są takie zloty. Kol. prezes kaliskiego koła rozdał wszystkim pakiety z mapami i folderami oraz gadżetami turystycznymi.
Jak to na zlocie: nie obyło się w sobotę bez biesiady przewodnickiej. Wprowadzenia i podziękowania za udział w Zlocie dokonali: Mateusz Przyjazny, prezes Kaliskiego Oddziału PTTK w Kaliszu, Aleksandra Dalke i Stefan Żurek z Wielkopolskiego Samorządu Przewodników Turystycznych PTTK. Wspólna biesiada odbyła się tym razem bez tańców, za to przy kominku i z miejscowymi specjałami. Tematyczną balladę swojego autorstwa przeczytała kol. Elżbieta Siarkiewicz.
[…] Od Kalisza do Grabowa – piękna okolica.
Szara rzeka Prosna turystów zachwyca.
Przy teatrze gra fontanna, słońce mocno grzeje,
Popatrzmy na trasę, poznajmy jej dzieje […]
Niestety, do słońca zlotowicze szczęścia nie mieli, co widać na zdjęciach. Koledzy z Poznania i z Częstochowy zaprosili na przyszły rok „do siebie”.
Tekst i fot. Iw. Ptasińska