08/05/2024
Aktualności

Lęborczanie poznają stolice Europy

Ambitny plan Rolniczaka, by co roku wiosną organizować krótkie kilkudniowe wypady krajoznawcze dla poznania Europy, zapewnia nauczycielom czynnym i na emeryturze oraz ich przyjaciołom nie tylko przyjemność zwiedzania coraz to innych ciekawych miast i okolic, ale sporo wiedzy historycznej i każdej innej.

reklama

Tego roku ostatni tydzień maja spędzono w Bratysławie i Wiedniu, po drodze zwiedzając zamek królewski z XI w. w Trenczynie, a w powrotnej Pieszczany – największe słowackie uzdrowisko.

Program wycieczki opracował i całość zorganizował Andrzej Pierzchała, pilot wycieczek i kolega z lęborskiego Koła Przewodników PTTK, a jednocześnie nauczyciel geografii w Zespole Szkół Gospodarki Żywnościowej i Agrobiznesu w Lęborku. Pierwszy i ostatni dzień zaprojektował na zwiedzanie Bratysławy, a piątek i sobotę  na poznawanie Wiednia.

– Planując wycieczkę, starałem się, aby współgrały w jej trakcie elementy poznawcze oraz wypoczynkowe i choć pokonanie prawie 2,5 tys. kilometrów autokarem i upał musiały zmęczyć, to pozytywne opinie uczestników na koniec  cieszą mówi organizator. – Warto też wspomnieć, iż nie skorzystałem, jak to robiono do tej pory z pośrednictwa biura podróży, ponieważ samodzielne przygotowanie wyjazdu sprawiło, że wycieczka kosztowała uczestników kilkaset złotych taniej, co w przypadku  emerytów i nauczycieli ma znaczenie.

Realizując bogaty program, Andrzej umiejętnie go modyfikował pod naciskiem chwili, by grupa niczego nie straciła, przeciwnie: udało się grupowo wejść na komnaty Schoenbrunn. Mnie osobiście uszczęśliwiło to bardzo, bo za każdym razem podczas kilkakrotnych wizyt w Wiedniu – przez ograniczenia czasowe okazywało się to niemożliwe z uwagi na potężne kolejki do kas i potem parogodzinne czekanie na wejście do pałacu. Mieliśmy więc także okazję zobaczyć na trasie zwiedzania wnętrz pałacowych liczne cudzoziemskie grupy z przewodnikami i audioguide’ami.

W pałacu, dzięki długiemu panowaniu, najwięcej komnat i eksponatów, jak meble, zwierciadła, obrazy wiąże się z cesarzową Marią Teresą i jej licznym potomstwem, Franciszkiem Józefem i Sissi. Każda sala inna a przebogato zdobiona rokokowo, barokowo, klasycystycznie, eklektycznie, z barwnymi plafonami. Moda na chińszczyznę i japońszczyznę też ma tu swoje odzwierciedlenie.

Inne zrealizowane marzenie  to przejażdżka z przyjaciółkami dorożką przez park dookoła pałacu, na co kiedyś nie mogłam sobie pozwolić. Wprawdzie nadal dla mnie nie było to takie tanie, ale udało się porozumieć z parą Tajwańczyków i zająć miejsce w „ich” powozie, dzieląc 65 euro na 5 osób. Młoda para potraktowała nas przyjaźnie, uważnie słuchała objaśnień woźnicy i wymieniała z nami różne uwagi o historii i zabytkach Wiednia. Poznawanie ludzi spoza kręgu naszej kultury to jedna z licznych atrakcji wyjazdów zagranicznych.

Nie da się porównać tych dwu stolic z uwagi na ich przeszłość historyczną, polityczną rolę w Europie, tradycje i możliwości budowniczych i architektów. Wiedeń jest wielokrotnie większy i bogatszy, bardziej zróżnicowany,  harmonijniej opracowany planistycznie, ale kameralna stolica Słowacji też ma swoje uroki. Wieczorny spacer pierwszego dnia po tętniącej życiem do późnych godzin starówce Bratysławy z wejściem na wzgórze zamkowe, fotografowanie bogato zdobionej kolumnami, pilastrami, balustradkami frontowej ściany Słowackiego Teatru Narodowego, przypominającego operę lwowską, bo w tym samym stylu, pomników i fontann, secesyjnych i eklektycznych kamienic starego miasta i długi powrót do hotelu, choć nieco męczący, zapewnił moc wrażeń wszelkiego rodzaju.

Następnego dnia atrakcją była przeprawa wodolotem z Bratysławy do Wiednia dla jednej grupy i z Wiednia do Bratysławy wieczorem dla drugiej. Nie mniejszą – objazdowe poznawanie Wiednia, a potem spacer wokół   barokowego pałacu Habsburgów w parku Schoenbrunn (nazwa znaczy piękne źródło) z Vladimirem Kralovićem, przewodnikiem Słowakiem, będącym do naszej dyspozycji przez wszystkie dni, ekonomistą z wykształcenia, wieloletnim pracownikiem Słowackiego Banku Narodowego, służbowo najstarszym przewodnikiem w Słowacji, z uprawnieniami na całą Europę. Oprowadzał nas po obu stolicach, sypiąc jak z rękawa szczegółami z wszelkich dziedzin, wzbogacając tym solidnie naszą wiedzę o Austrii i Słowacji.

– Niesamowity przelot wodolotem pokazał, jak piękna jest tego typu podróż po Dunaju – mówi Beata Wrąbel, koleżanka przewodniczka z lęborskiego koła. – Myślę, że niejednemu uczestnikowi wycieczki dostarczył podobnie pięknych wrażeń, jak cała zresztą wycieczka, przygotowana perfekcyjnie. A że w miłym gronie, zachęca do dalszych podróży.

Duże wrażenie każdorazowo robi odwiedzenie polskiego kościółka pw. św. Józefa na Kahlenbergu. Tym razem dodatkowych emocji patriotycznych dostarczyła sopranistka Magdalena Kaleta, śpiewaczka operowa, która wspiera tutejszych polskich księży, prowadzących kościół, sprzedaje pamiątki, książki, widokówki, udziela informacji o miejscu i izbie pamięci, poświęconej Polakom i wiktorii Jana III Sobieskiego, który z tego wzgórza dowodził zjednoczonymi wojskami przeciw nawale tureckiej. Jest tu w kościele jedyny w Wiedniu pomnik polskiego króla, który uratował to miasto i tablica, upamiętniająca wizytę Jana Pawła II w 300 rocznicę Odsieczy Wiedeńskiej. Pani Magdalena zaproponowała zakup miniprzewodnika  autorstwa ks. Jerzego Smolińskiego, wydanego przez ks. Romana Krekora, kustosza polskiego sanktuarium narodowego na Kahlenbergu, a dedykowanego Janowi Pawłowi II. Kościół bowiem utrzymuje się tylko z takich wpływów i datków turystów.

Któregoś razu pani starosta przeszła przez autokar, pokazując zdjęcie, które zrobiono 22 lata temu. Trzy polonistki z Ekonomika (wtedy ZSE) pozują uśmiechnięte przy pomniku Goethego w Wiedniu. Wtedy wycieczkę w długi weekend kwietniowo-majowy zorganizował ich kolega Krzysztof Dudek, nauczyciel niemieckiego; znaczy obiekt do zdjęcia trafnie wybrany: dla polonistek – wielki poeta, dla germanisty – wielki Niemiec. Pani Teresa każdorazowo zapytywała, kto trafnie rozpozna każdą z trzech fanek poety. Okazało się to wcale nie tak łatwe. Najbardziej bliska dawnemu wizerunkowi jest Janeczka Linke, na zdjęciu siedząca na stopniu u stóp poety, gdyż nadal trzyma tę samą szczupłą figurę i podobny fryzur. Usłyszałam uwagi, że pani Teresie w obecnej stylizacji jest bardziej twarzowo. Ta trzecia polonistka była zdegustowana porównaniem siebie sprzed lat z realem, ale tak bywa, gdy 22 lata temu miało się 22 kg mniej. Niestety, nie udało się zrobić ponownie zdjęcia w tym samym miejscu, bo sobotnie zwiedzanie historycznego centrum Wiednia było wypełnione spacerem od pomnika do pomnika, od pałacu do pałacu, od muzeum do muzeum. Ledwie wygospodarowano czas na kawę i torcik Sachera. Ostatni punkt zwiedzania Wiednia to wspólne zdjęcie na tle   kolorowego tzw. Domu Hundertwassera.

Ostatni wieczór spędziliśmy w starej piwniczce w winnicy w Svatym Jurze, degustując lokalne wina i lokalne potrawy, bawiąc się i tańcząc.

W niedzielę do południa dokończyliśmy zwiedzanie Bratysławy z wejściem do katedry św. Marcina. Potem zaliczyliśmy 30-kilometrowy przejazd z miasta w Małe Karpaty, gdzie w południe zwiedzaliśmy Czerwony Kamień, zamek rodu Fuggerów z XVI w., potem rodu Palffy, uchodzący za jeden z najpiękniejszych zamków Słowacji.   Oprowadzał nas po nim Peter Rubarik, ciekawie o nim i jego mieszkańcach opowiadając. Swego czasu nocował tu Nikita Chruszczow. Spalony na pocz. XX w. zamek odrestaurowano i wypełniono pięknymi meblami z różnych epok, w tym sekretarzykami i szafami  z inkrustacjami i intarsjami. Wokół akurat odbywał się Rotenstein – największy słowacki festiwal historii i rycerstwa.

O godz. 15 pożegnaliśmy naszego rewelacyjnego przewodnika.

 – Dobra grupa, przyjemna, bezproblemowa – powiedział mi chwilę przedtem. Bo problemy mamy my, przewodnicy, a turyści mieć na wycieczce problemów nie mogą.

W pieszczańskim uzdrowisku spędziliśmy ponad godzinę na spacerze po parku zdrojowym, moście nad rzeką Wag i piciu ciepłej magnezowo-siarkowej wody lecznicze, dość niesmacznej. Uzdrowisko to upodobali sobie Arabowie, ale nie ci z ostatnich najazdów na Europę. Swego czasu wczasował tu Beethoven.

O 17 skierowaliśmy się na Cieszyn. Tam czekała przepyszna kolacja z oryginalnym rosołem Franciszka Józefa z makaronem naleśnikowym, pieczenią z kluskami śląskimi i modrą kapustą, ze strudlem jabłkowym z bakaliami na deser.

Jednym z atutów wycieczki była wspaniała pogoda, rewelacyjna na wczasy nad morzem, mniej na pokonywanie uliczek, schodów, wzniesień w miastach.

Zapewniała za to możliwość smakowania lodów i robienia dobrych zdjęć.

Podróż przez całą Polskę i Słowację tam i z powrotem oraz parokrotne przemieszczanie się z Bratysławy do Wiednia i z Wiednia do Bratysławy okazały się niemęczące i płynne dzięki bardzo dobrym kierowcom: Tomaszowi Kobieli i Maksymilianowi Jarząbowi; również bez problemu kierującym wielkim autokarem w wielkomiejskim ruchu. Gromkie brawa na podziękowanie – zasłużone, bo w rękach kierowców spoczywa życie turystów i podróżowanie bez zaniepokojenia dodaje zadowolenia z decyzji wyjazdu gdziekolwiek.

W poniedziałek o 4.30 pomarańczowa kula słońca wstawała nad horyzontem w okolicach Gdańska. Miło było wracać do domu pełni wrażeń i emocji.

– Wycieczka była fantastyczna – zapewnia Maria Szaniewska, do niedawna szefowa lęborskiej redakcji „Dziennika Bałtyckiego”. – Wiedeń zrobił na mnie niesamowite wrażenie. Uważam, że jest najpiękniejszym miastem Europy, na pewno. Poznałam wiele ciekawych faktów z jego historii i historii Słowacji dzięki przewodnikowi, który znał świetnie dzieje zarówno Słowacji, jak i Austrii. Wycieczka ta pozostanie na długo w mojej pamięci, również dzięki towarzystwu, z którym podróżowałam i zwiedzałam te miasta. Na wszystkie wycieczki organizowane przez pana Andrzeja jesteśmy z Małgosią Pawłowską chętne.

Na koniec uprzejmie i serdecznie proszę o wpisywanie w ramki komentarzowe uzupełnień, wrażeń, jak również sprostowań, bo odkąd, znaczy od kilkunastu lat mam w dłoniach możliwość zrobienia kilkuset fot dziennie, a nie 2-3 razy po 36 obrazków, przestałam na wycieczkach robić notatki, uważnie słuchając kolegów przewodników, a to ze szkodą dla tekstu.

Tekst i fot. Iw. Ptasińska

reklama

reklama