To wręcz nieprawdopodobne, ale zwykły czerwony balonik wypuszczony z Niemiec, niedaleko granicy holenderskiej, doleciał aż do Maszewa. Pokonał kilkaset, bo około 800 km i zatrzymał się w lesie. Znalazł go przypadkiem Marian Ćwiek podczas grzybobrania.
Pan Marian Ćwiek jest osobą nietuzinkową. Zapewne każdy inny, nawet gdyby zauważył balonik na drzewie, to raczej by się po niego nie wspinał.
– Znalazłem balon pod koniec sierpnia w lesie niedaleko Maszewa – mówi Marian Ćwiek. – Wisiał on na drzewie, na wysokości około 3 metrów. To cud, że go zauważyłem. Jak się wspiąłem na drzewo i go zdjąłem, to zobaczyłem dołączony liścik. Był on przywiązany sznureczkiem do balonika i zalaminowany, jak dowód osobisty.
Pan Marian odpisał we wrześniu na adres podany w liściku. Zdziwił się, kiedy niedawno przyszedł do niego, tym razem tradycyjnie doręczony przez listonosza list z Niemiec. Podpisali się pod nim Natalie i Matthias Fetz wraz z córkami trzyletnią Nellą i roczną Janną.
W Maszewie wieść o znalezionym liście szybko się rozeszła. Irena Pernal, żona wójta Cewic postanowiła wspólnie ze znalazcą listu wysłać dziewczynkom paczkę z pamiątkami. Dodatkowo zostaną dołączone materiały promocyjne o gminie, bo być może kiedyś rodzina Państwa Fetz odwiedzi ten region.
– To jest zadziwiające, że ten balon pokonał aż taką drogę, przecież to kilkaset kilometrów od nas – mówi Irena Pernal. – Zaskoczeniem dla nas było też, że ten list wysłali w imieniu dzieci ich rodzice. To kreatywne i pomysłowe, a za kilkanaście lat dzieci będą miały piękne pamiątki.
Adam Reszka