28/03/2024
Aktualności

Bukowina, gródzisko stare jak Białogarda. Poznaj historię tej wsi

Taka sama nazwa wsi, rzeki i jeziora (zmieniona później na Święte) wskazuje na to, że Bukowina jest miejscowością bardzo starą. Prawdopodobnie pierwszą i najważniejszą w tej okolicy.

reklama

W miejscu, gdzie stoi dzisia szkoła, znajdowało się przed wiekami pradawne cmentarzysko. W czasach przedchrześcijańskich prochy po uprzednim spaleniu ciała zbierano do naczyń glinianych „popielnic” i dopiero wtedy grzebano je w ziemi w tzw. grobach skrzynkowych. W latach dwudziestych minionego wieku, kiedy Niemcy przystąpili do budowy szkoły w Bukowinie, przeprowadzili prace archeologiczne, a wydobyte z ziemi urny wywieźli do Muzeum w Berlinie. Cmentarze nosi pradziadowie zakładali zawsze na nasłonecznionych skłonach wzgórz, w pobliżu miejsca, gdzie krzyżowały się ówczesne drogi. Na samym skrzyżowaniu dróg stawiali niewielkie domki, aby dusze wędrujące po śmierci po świecie mogły w nich odpoczywać. Na terenie dzisiejszego powiatu lęborskiego znajdowały się przed wiekami dwa grody. Jeden w Białogardzie koło Wicka, drugi właśnie w Bukowinie. Jeden z mieszkańców naszej gminy jest w posiadaniu materiałów pochodzenia niemieckiego, które podają, że gród w Bukowinie znajdował się na wzgórzach po prawej stronie szosy biegnącej w kierunku Lęborka, niedaleko dzisiejszej wsi. Grodzisko w Bukowinie miało charakter typowo obronny, w razie zagrożenia nieprzyjacielskim najazdom chroniła się w nim okoliczna ludność. Na temat grodów w Białogardzie i Chmielnie, które jeszcze w XIII wieku były siedzibami pomorskich rodów książęcych wiadomo całkiem sporo. Natomiast dzieje grodziska w Bukowinie spowite są mgłą tajemnicy. Prawdopodobnie gród w Bukowinie uległ dosyć wcześnie zniszczeniu. Być może stało się to w roku 1090, kiedy to książę Polski Władysław Herman obległ gród Pomorzan, a spieszących na pomoc obleganym, pokonał w bitwie 15 sierpnia tegoż roku. Po tym zwycięstwie zagarnął Władysław miasta i warownie Pomorzan i ustanowił swoich komesów (zarządców). Aby złamać całkowicie opór Pomorzan, polecił swoim namiestnikom spalić wszystkie pomorskie warownie! Jednak nawet w ten sposób nie udało się okiełznać buntowniczego ludu. Rządców, których ustanowił nad nimi, Pomorzanie zabili. Innym, godniej się zachowującym, pozwolili uciec. Ruszył więc znowu Władysław na Pomorze w czasie Wielkiego Postu 1091 roku. Zebrał ogromne łupy i niezliczone rzesze jeńców, a gdy już wracał, nieopodal granicy swojego królestwa dopadli go Pomorzanie i 5 kwietnia 1091 roku w przeddzień Niedzieli Palmowej, stoczyli z nim bitwę krwawa i żałosną dla obu stron. Pisze Gall Anonim: „Bicz ten zdaniem naszym Bóg Wszechmogący spuścił na przestępców postu czterdziestoletniego ku ich poprawie, jak to później objawił nielicznym uratowanym z tego niebezpiecznego”. Podbój Pomorza w równie krwawy i bezwzględny sposób kontynuował następny Książę Polski syn Władysława Hermana Bolesław Krzywousty.

Do dnia dzisiejszego w pobliżu szkoły krzyżują się wszystkie drogi. Zapewne bardzo ciekawe tajemnice kryje też góra znajdująca się koło naszego jeziora. Na pewno nie jest to twór naturalny. Jest to kopiec usypany przez ludzi. Tylko po co i dlaczego?

W dawnych czasach podobne pagórki usypywano na grobach wybitnych wodzów, albo wojowników. Takie kurhany lokalizowano zawsze w pobliżu zbiorników wodnych. A może pogrzebano w tym miejscu poległych w jakieś większej bitwie?

Zupełnie inaczej powstanie góry tłumaczy legenda. Jeden miejscowych dziedziców zawarł z diabłem umowę. Diabeł miał usypać drogę przez jezioro, która znacznie skróci dojazd do pól leżących po jego drugiej stronie, a w zamian za to dostanie duszę dziedzica po jego śmierci. Dziedzic postawił diabłu tylko jeden warunek, aby nikt z mieszkańców wsi nie zobaczył go przy pracy, musiał robotę skończyć przed świtem zanim pierwszy kur zapieje. Diabeł wziął się raźno do pracy, ale kiedy biegł już z ostatnim worem ziemi i był blisko jeziora, kur zapiał i wszystko przepadło. Rzucił więc wór z ziemią tam, gdzie stał, zgrzytając ze złości zębami, wrócił niepyszny do piekła. Legenda legendą, a ślady po niedokończonej budowie drogi są widoczne w jeziorze do dziś.

Podbój Pomorza trwał przez wiele lat. Kaszubi, chodź bronili się dzielnie nękani nieustannie przez Polaków, Szwedów i Duńczyków, obronić swej niezależności nie byli w stanie. Pretekstem do podboju było nawracanie pogan na wiarę chrześcijańską. To typowe nawracanie mieczem szło bardzo opornie. Jeśli nawet zagrożeni utratą życia dawali się Kaszubi ochrzcić, to gdy tylko jarzmo nakładane na ich karki troszeczkę zelżało, natychmiast wracali do swoich pogańskich obyczajów. Wykorzenić je było niezwykle trudno. Jednak, szerzona mieczem, wiara chrześcijańska z upływem lat zyskiwała coraz więcej wyznawców. Przewodnik turystyczny po Ziemi Lęborskiej „Błękitna Kraina” podaje, że prawdopodobnie już w roku 1150 był w Bukowinie kościół i istniała parafia. Trudno dziś powiedzieć czy tak istotnie było. Możemy jedynie przypuszczać, że istnienie grodziska sprawiało, że Bukowina w owych czasach była w tej okolicy miejscowością znaczącą i ulokowanie tutaj kościoła i parafii było tego logicznym następstwem. Jest jeszcze jeden powód dlaczego akurat w Bukowinie wybudowano kościół. Jeśli był w Bukowinie gród, to był na pewno również ”Święty Gaj”, gdzie nasi pradziadowie oddawali hołd swoim pogańskim bóstwom. Najprostszym sposobem, aby im to uniemożliwić było wycięcie w „Gaju” świętych drzew i wybudowanie w tym miejscu kościoła. Mimo to, długo jeszcze w ukryciu po lasach ówcześni mieszkańcy Bukowiny odprawiali swoje pogańskie obrzędy. Z upływem lat pradawne wierzenia słabły, a życie wsi coraz bardziej skupiało się na nowej wierze. Wokół kościoła zaczęły powstawać nowe domy i wkrótce to kościół stał się centrum wsi, a miejsce gdzie stał kiedyś gród, opustoszało.

W roku 1295 Bukowina została nadana klasztorowi Norbertanek z Żukowa. Chodź badacze historii z braku wystarczających dowodów raczej w ten fakt powątpiewają, to nie ulega wątpliwości, że książę wielkopolski Przemysł II, który po bezpotomnej śmierci ostatniego z książąt gdańskich objął rządy na Pomorzu i który wkrótce koronował się na króla rozbitej wówczas na dzielnice Polski, właśnie w roku 1295 nadał klasztorowi kilka wsi. O tym, że Bukowina była własnością klasztoru wspominają też notatki z przeprowadzonych wówczas wizytacji biskupich. W latach 1308-1310 Pomorze Gdańskie opanowali Krzyżacy. I chodź na własność klasztorną patrzyli bardzo łakomie musieli ją tolerować, gdyż nietykalność majątku klasztornego gwarantowali papieże. W maju 1378 roku papież Urban VI wydał nawet specjalną bullę, której Stolica Apostolska brała w opiekę dobra klasztoru Żukowskiego. Zapewne bolało również Krzyżaków to, że wsie będące własnością Norbertanek, łożyły jedynie na utrzymanie klasztoru. Natomiast z czynszu na rzecz zakonu były zwolnione. Stosowaną wówczas miarą ziemi była włóka, lub łan (1 łan to około 17 ha, włóka około 18 ha) albo radło, które z reguły równało się 2 łanom.

Jeden gospodarz uprawiał przeważnie 2 łany, czyli 1 radło. Można powiedzieć, że jak na ówczesne czasy było to bardzo dużo, bo ponad trzydzieści hektarów do obrobienia całkiem prostymi narzędziami. Nie zapominajmy jednak, że rodziny były wtedy znacznie liczniejsze niż dzisiaj. W dodatku każdy gospodarz korzystał jeszcze z pomocy tzw. „ogrodników”. Były to rodziny które własnej ziemi, ani własnego domu nie miały, a które za mieszkanie i utrzymanie pracowały dla gospodarza. Co ciekawe zwyczaj zatrudniania w gospodarstwach rodzin „ogrodników” utrzymał się na Kaszubach aż do drugiej wojny światowej.

Duże znaczenie miał też fakt, ze dominującą formą uprawy była zupełnie dziś już zapomniana trójpolówka, czyli ugorowanie co roku jednej trzeciej ziemi. Utrzymywanie pola co trzeci rok w czarnym ugorze było bardzo skuteczną metodą walki z uciążliwymi chwastami, jak choćby perz. Miało to też wpływ na wzrost plonów. A te w porównaniu z dzisiejszymi były bardzo niskie. Dla przykładu rolnik który wysiewał jeden korzec ziarna, zbierał zaledwie 3-4 korce.

Na czele wsi stał starosta. Tę słowiańską nazwę w czasach krzyżackich zmieniono na sołtys i tak już zostało. Sołtys zajmował największe gospodarstwo i zarządzał wsią. Zwolniony był od płacenia podatków i jako sędzia pobierał jedną trzecią nakładanych na mieszkańców wsi kar. Do jego obowiązków natomiast należało branie udziału w wyprawach wojennych.

W tamtych czasach wszyscy mieszkańcy wsi zarówno chłopi, jak i ogrodnicy byli jeszcze ludźmi wolnymi i nie podlegali żadnemu poddaństwu.

Cdn…

Kazimierz Formela

reklama

reklama
POLECAMY
 
close-link