25/04/2024
Aktualności

Trucizna w rzece, a winnych nie ma

W poniedziałek, 26 lipca lęborscy strażacy zostali poinformowani o wycieku nieznanej substancji do rzeki Okalica. Nieczystości wydostawały się z rury odpływowej kanalizacji deszczowej przy ul. Zwarowskiej. Jak stwierdzono na miejscu, biała substancja mocno zanieczyściła wodę i koryto rzeki.

reklama

Jak stwierdzili strażacy nie była to substancja ropopochodna, gdyż nieczystości rozpuszczały się w wodzie. Nie były to jednak nieczystości pochodzenia organicznego. Jak długo nieznana substancja wydostawała się ze studzienek deszczowych do wody trudno określić. Jednak brzegi rzeki były już mocno pokryte białym nalotem.

– Nasze zadanie polegało na zabezpieczeniu miejscu, tak by do rzeki nie wydostawały się nieczystości – informuje st. kap. Bogdan Madej z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Lęborku. – Zablokowaliśmy workami z piaskiem wylot rury kanalizacji deszczowej i wezwaliśmy odpowiednie służby, czyli sanepid i Miejskie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji.

O ile pracownik sanepidu zjawił się bardzo szybko to niestety pracownik MPWiK przyjechał dopiero po kilku godzinach. Dziwi taka reakcja, ponieważ przy zgłoszeniu o zatruciu rzeki i wydostawaniu się nieczystości z kanalizacji deszczowej odpowiedni służby, w tym przypadku MPWiK, powinien zareagować błyskawicznie.

Tego dnia padał deszcz i woda w kanalizacji deszczowej podnosiła się. Groziło to wypchnięciem nieczystości ponownie do rzeki, lub rozlaniem się zgromadzonej substancji po wszystkich studzienkach kanalizacyjnych w okolicy, przez co niemożliwe stało się znalezienie źródła wycieku nieznanej substancji.

Strażacy przekazali próbki wody pracownikowi sanepidu do zbadania. Wyniki znane będę dopiero za kilkanaście dni. Jak nam powiedziała Renata Zając z Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Lęborku trudno określić co wydostawało się do rzeki i pod jakim kątem analizować poprane próbki wody.

Innym problemem okazał się sam wylot z kanalizacji deszczowej. Odpowiedzialność za to co się z niej wydostaje ponosi Tadeusz Ejsmond, który posiada pozwolenie wodno-prawne na kolektor. Jednak do wylotu podłączony jest również kolektor należący do Miejskiego Zarządu Gospodarki Komunalnej, a ten bez zgody właściciela ujścia wydał pozwolenia na podłączenie się okolicznych firm.

– Trzy miesiące temu wnioskowałem do burmistrza o przejęcie tego kolektora przez miasta – mówi Tadeusz Ejsmond. – Po dwóch miesiącach sprawę skierowano do MZGK, no i tak czekam na odpowiedź. Do tego czas za wszystko, co będzie leciało z rury, a może wpuszczać ktoś inny, będę odpowiadał ja.

 Adam Reszka

reklama

reklama